Archives

Warto było poczekać – VBA2C (Białystok)

Po długiej przerwie, wracamy do publikowania historii porodowych. Dziś historia Ewy.

Na początku chciałabym serdecznie podziękować Magdzie Hul za stronę Naturalnie po cesarce. To był miód na moje serce, ukojenie po pierwszej cesarce.

Dwa miesiące temu [w tej chwili 4 miesiące, bo historia czekała długo na opublikowanie – przyp.red] urodziłam w Białymstoku drogami natury po dwóch CC (lekarze podawali różne przyczyny, ale tak naprawdę chodziło o to, że wolno szło)

1CC- kwiecień 2018, poród wywoływany choć wg mnie ciąża kilka dni młodsza niż wynika to ze sztywnej daty wg om.

2CC-listopad 2019, kolejne dziecko też się nie spieszy z wyjściem na świat. Ja zdesperowana dwa dni przed ostatecznym terminem, jaki daje mi lekarz (bo dwa dni brakowało do 42 tygodnia) wypijam koktajl położnych i wieczorem odchodzą wody. Poród idzie ślamazarnie, rano dostałam znieczulenie, które dodatkowo spowolniło akcję. CC po prawie dobie w szpitalu, w sumie stwierdziłam, że i tak dużo czasu mi dali.

Po tym stwierdzam, że nie będę więcej próbować, bo takie rzeczy to tylko w Warszawie. W grudniu trafiam na historię dziewczyny, która urodziła w Białymstoku naturalnie po 3CC. Pojawia się nowa nadzieja;)

Ponad rok później zachodzę w ciążę z trzecim dzieckiem.

Wiem, że żeby tym razem się udało, potrzebuję jeszcze lepszego przygotowania. Wypożyczyłam Tens, aby dać radę z bólami z krzyża (żałowałam, że nie zrobiłam tego przy drugim porodzie).

W kwestii przygotowania duchowego przy dwójce małych dzieci nie mam czasu na modlitwy takie jak nowenna pompejańska, ale do codziennych modlitw dołączyłam Koronkę do Miłosierdzia Bożego, staram się ją odmawiać każdego dnia, czasem z dziećmi na plecach;)

Pomimo skurczy przepowiadających i uczucia, jakby główka napierała mnie od dołu, moje przeczucie, że dziecko będzie chciało wyjść przed terminem, oszukuje mnie. Po raz drugi nie dałam się położyć na oddział z powodu ciąży po terminie, chodzę na ktg na Izbę Przyjęć, zdarzyło mi się podpisać odmowę hospitalizacji. Mam świadomość, że żeby się udało, musi się samo zacząć, a ja czekam.

Październik 2021-drogami natury rodzi się nasze trzecie dziecko:)

Próbuje domowymi sposobami coś wywołać. Pierwsze podejście z olejkiem rycynowym w poniedziałek poskutkowało skurczami, które wyciszyły się w nocy. We wtorek byłam bardzo zrezygnowana… Chciałam uniknąć przynajmniej cięcia na zimno, a tu nic się nie zaczynało, a zaraz dwa tygodnie po terminie (po moim terminie, bo po sztywnym terminie z om dwa tygodnie już minęły). Kolejnego dnia miałam położyć się do szpitala, bo stwierdziłam, że nie ma sensu dłużej czekać.. Kolejny koktajl położnych wypiłam nie licząc już na nic. Miałam jakieś tam skurcze w ciągu dnia, ale nic sobie z nich nie robiłam, bo na takich skurczach się dziecka nie urodzi. Koło 17 miałam potrzebę się położyć, ale skurcze co 15 minut nie dały mi poleżeć. Wstałam i zaczęłam robić w domu różne rzeczy i nie wiadomo kiedy te skurcze się zagęściły. Dzięki temu, że dopadła mnie taka rezygnacja, bez emocjonowania się przyjmowałam te skurcze. W szpitalu (USK w Białymstoku) byłam przed 21, lekarz na izbie przyjęć po badaniu stwierdził 1cm, powiedział, że ok, że chce spróbować urodzić. Zawieźli mnie na ostatnią, najmniejszą salę na porodówce (która zazwyczaj służy do przygotowywania do cięć cesarskich), jeszcze wtedy nie wiedziałam, że wszystkie pozostałe sale są zajęte. Na porodówce pytali jeszcze, co powiedział lekarz prowadzący na temat rozwiązania ciąży (a chodziłam do zastępcy ordynatora). Jakiś inny lekarz, który siedział na dyżurce (nie wiem, może anestezjolog) powiedział, że jak chce spróbować sama urodzić, to bez znieczulenia, powiedziałam, że jestem tego świadoma, zresztą już wcześniej stwierdziłam, że jeśli ma się udać, to bez, żeby czuć, jakby coś się działo z blizną. Niedługo później zbadała mnie położna na bloku porodowym i były 3 cm. Pół godziny później w badaniu były 4 cm. Ze skurczami radziłam sobie na stojąco, sporo pomagał też tens. Wymiotowałam jak przy każdym porodzie. Zaczęło mi się robić coraz ciężej i poprosiłam położną, żeby mnie zbadała i okazało się, że jest 7-8cm. Nie wiem po jakim czasie, ale bardzo szybko okazało się, że jest pełne rozwarcie, ale głowa była nadal wysoko. Lekarz powiedział, żebym się położyła na lewym boku, żeby główka się wstawiła. W międzyczasie dotarł mój mąż, zostawił dzieci z dziadkami, odczekał na izbie przyjęć godzinę lekcyjną na wynik testu i jest:) Zdziwiłam się, że miałam słabe skurcze parte, to nie było takie uczucie, którego nie szło powstrzymać. Zmarnowałam chyba dwa parte, później już zakumalam, o co chodzi. Dodatkowo miałam wrażenie, że nie przeszły mi poprzednie skurcze i już nie byłam pewna co mnie boli. Obleciał mnie strach, że blizna może się rozejść. Lekarz, jak przyszedł, to powiedział, że jakby blizna się rozchodziła, to nie byłoby skurczy. Jakoś to słabo do mnie trafiło, bałam się, że jakby rzeczywiście coś się stało z blizną, to zrobiliby mi cesarkę w znieczuleniu ogólnym i oby tylko zdążyli. Strach zajrzał mi w oczy i powiedziałam do lekarza, że zgadzam się na próżnociąg, lekarz powiedział, że ok, bo tętno dziecka niskie (było wtedy między 100 a 110, więc ciut za nisko).

Udało się wyprzeć dziecko tak, żeby główka złączyła się z próżnociągiem, wszystko poszło już bardzo szybko i o 0:15 nasze Maleństwo było już na świecie:) Mąż też miał farta, bo zdążył na ostatnie pół godziny, a parę tygodni później już nikt by go nie wpuścił do szpitala.

Jest tak normalnie, mogę przytulić swoje nowonarodzone dziecko:) Coś pięknego:) Fakt, że najpierw wytarli Małego z krwi, więc nie dostałam na klatę takiego mokrego, ale i tak było super.

Lekarka, która mnie zszywała, mówiła, że mieli też dwie pacjentki, które urodziły naturalnie po 3 CC.

Udało się bo:

-Miałam wsparcie z góry (gorąco polecam modlitwę do Św. Gerarda, patrona porodów),

-Trafiłam na personel, który nie chciał mnie z marszu ciąć,

-Wypożyczyłam tensa, był bardzo pomocny na bóle z krzyża,

-Miałam dobre nastawienie, tyle czasu się naczekaliśmy, aż się cokolwiek zacznie, że byłam tak zrezygnowana, że paradoksalnie nie liczyłam na nic,

-Szybko poszło, niecałe cztery godziny od przyjęcia do szpitala.

Porównując nasze dzieci między sobą: pierwsza córka zachowywała się jak dziecko „wyrwane z brzucha”, pokazywała swoje niezadowolenie, że chciała jeszcze tam posiedzieć, a ją zmusili do wyjścia (wycie w nocy, wstawanie o 4 rano i te sprawy), druga córka już dużo lepsza, bo spała w nocy, a Mały najbardziej wyrozumiały ze wszystkich;) Tak jakby droga porodu decydowała też o tym, jakie to będzie dziecko.

Dziewczyny, walczcie o swoje porody. Dużo zależy od Was.

Ja ze swej strony mogę powiedzieć, że warto było zawalczyć.

Warto było poczekać.

Urodzić dziecko drogami natury po dwóch cesarkach to coś pięknego;)

Decydując się na życie, zgadzamy się również na śmierć (Płock)

*** TRIGGER WARNING***

Dzisiejsza historia jest historią trudną. To historia straty. Jeśli jesteś w ciąży, po jej przeczytaniu możesz potrzebować wsparcia. Zanim przeczytasz, warto znaleźć osobę (położną, doulę, psychologa), z którą w razie potrzeby będziesz mogła porozmawiać.

Kilka słów wstępu

Sądzę, że nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że żyjemy w czasach bezpiecznych porodów. W krajach rozwiniętych, do których należy również Polska, odsetek zgonów okołoporodowych zarówno dzieci jak i matek liczony jest w promilach. Nawet z najtrudniejszych sytuacji zazwyczaj udaje się wyjść i zapewnić tak oczekiwany przez wszystkich wynik: „zdrowa mama i zdrowe dziecko”. Dotyczy to zarówno porodów naturalnych jak i cięć cesarskich, a także porodów naturalnych po przebytym cięciu cesarskim (VBAC).

„Zazwyczaj” czy „najczęściej” nie oznacza jednak niestety „zawsze”, a nawet najmniejsze liczby po przecinku nie są równoznaczne z cyfrą zero. Medycyna nie jest wszechmocna, a sytuacje trudne nadal się zdarzają – czasem niespodziewanie i mimo największych starań lekarzy oraz położnych. Zdarza się, że umiera dziecko. Zdarza się, że umiera matka. Czasem zdarza się też, że umierają oboje. Zdarza się, że występują inne bardzo poważne i trudne powikłania. Bardzo rzadko, ale się zdarza. I każdy rodzaj porodu – SN, CC czy VBAC – ma swój odsetek trudnych historii z niepomyślnym zakończeniem. Dzisiejsza historia – historia Patrycji – jest jedną z nich.

śmierć dziecka – Tychy News

#nieudalosie #strata #rozejścieblizny #terminporodu #40tc #aniołkowamama #Płock

Proszę doczytajcie do końca jak runął mój świat! Niestety czasu cofnąć nie mogę choć wszystko bym za to oddała. Mogę jedynie podzielić się swoim dramatem…

13.06.2017
Planowane cc z powodu ułożenia pośladkowego. Cięcie na zimno, do formy wróciłam szybko. Nigdy nie odczuwałam żadnego dyskomfortu ze strony blizny.

16.05.2019
Dwie kreski ? ciąża planowana. Zielone światło od 2 nieznających się lekarzy, oboje prowadzili ciążę. Wszystko książkowo, oboje pozwolili VBAC.

21.01.2020
Termin porodu. I od nocy skurcze krzyżowe, odchodzi czop. Ok 17 szczęśliwa jestem w szpitalu – rozwarcie 1 cm i sączą się wody. Szacowana waga 3250 g. Kolejny lekarz pozwala na VBAC. KTG, wanna, ktg (byłam podłączona do samego końca bez przerwy) i ok godziny 22-23 mamy pełne rozwarcie! Prę na boku – tak mi najlepiej, a położna mówi, że tak najlepiej idzie. Przed północą, gdy widać już włoski zaczyna się mój dramat…

Przychodzą wszystkie położne, ginekolog, neonatolog i decyzja o vaccum – za długo to trwa. I nagle ustają skurcze[1] Nie czuję żadnego bólu, normalna „przerwa” między skurczami, tylko za długa… Czekamy chwilę, wzywają drugiego lekarza, położne sprawdzają mi puls. Badanie ginekologiczne – główka dziecka cofnęła się w kanale rodnym[2]. Brak postępu porodu, nie możemy dłużej czekać. Decyzja o szybkim cc. Jest 23.58.

Szybkie przygotowanie do CC (cewnik, itd.). Idę na salę operacyjną. Zakładają znieczulenie podpajęczynówkowe.

Godz. 0.17 rodzi się synek.

Gdy mnie otworzyli okazało się, że doszło do cichego, bezobjawowego rozejścia blizny po cc. Synek nie zapłakał… ? Była przerażająca cisza i biegający lekarze… Dostałam coś na uspokojenie i kolejnych +/- 20 minut nie pamiętam.

Gdy odzyskałam świadomość powiedzieli mi, że Synuś urodził się do jamy brzusznej i odkleiło się łożysko. Nie miał akcji serca. Reanimacja nie przyniosła efektów. I zapytali, czy chcę żeby ochrzcili i jakie imię… Zabrali mnie i męża na salę gdzie nam go dali żebyśmy się pożegnali. A powinniśmy się z nim witać ? Piękny, zdrowy chłopiec… 3150 g i 56 cm ? Nie był dla mnie za duży. Gdyby tylko moja macica wytrzymała ten jeden skurcz, zdążyliby z vaccum…

Pamiętajcie, że nie wszystko da się przewidzieć, podczas porodu może wydarzyć się wszystko. Nawet to co nie ma prawa się wydarzyć. Rzadko ale jednak…

A mi pozostało żyć z bólem i myślą „gdybym poszła na planowane cc…

Słowo na zakończenie 

Chcemy w tym miejscu złożyć wyrazy współczucia Patrycji z powodu straty Synka. Jednocześnie chcemy ogromnie podziękować za to, że zdecydowała się podzielić swoją historią. 

Ta historia jest ważna, bo daje świadomość, że nawet bardzo małe ryzyko, to wciąż realne ryzyko.  Daje nam też zapomnianą w dzisiejszych stosunkowo bezpiecznych czasach lekcję, że decydując się na życie, zgadzamy się również na śmierć – i nie mamy pełnego wpływu na to, kiedy ona nastąpi.

Czy ta historia powinna odstraszać od VBAC? Czy cięcie cesarskie jest bezpieczniejszą drogą porodu?

Ani VBAC ani cięcie cesarskie nie daje 100% gwarancji szczęśliwego zakończenia ciąży, choć w większości przypadków każda z tych dróg porodu kończy się zdrowo i bez komplikacji. Statystyki powikłań, w tym śmiertelności okołoporodowej dzieci i matek, ani w przypadku VBAC ani w przypadku planowego cięcia cesarskiego nie wynoszą jednak 0%. I choć są to niewielkie cyfry po przecinku, kryją się za nimi realne historie, takie jak ta.

Czy zatem należy bać się każdego porodu? I skąd na końcu historii myśl „gdybym poszła na planowane cc…”?

Pytanie „czy należy bać się porodu” to tak naprawdę pytanie „czy należy bać się życia”. W każdym momencie naszego życia (i życia naszych dzieci) może nastąpić jakaś nieprzewidziana sytuacja, która to życie odbierze. Chociażby choroba, wypadek… Staramy się w różny sposób chronić, zabezpieczać, zapobiegać, ale zawsze może stać coś czego nie przewidzieliśmy albo ryzyko czego było niemalże marginalne. Wtedy mierzymy się ze śmiercią. Doświadczamy straty i związanej z nią nieodłącznie żałoby. I tu właśnie – w procesie przeżywania żałoby, pojawia się pełne żalu pytanie „a gdybym tylko…”

„Gdybyśmy tylko nie pojechali na te cholerne narty…” mówią rodzice, których córeczka uległa śmiertelnemu wypadkowi w górach…

„Gdybym tylko pojechał inną trasą, przecież rozważałem jazdę, którędy indziej…” mówi mężczyzna, którego żona i dziecko zginęli w wypadku samochodowym…

Gdybym to zrobił, gdybym tamtego nie zrobiła…

Tymczasem każda z tych sytuacji, to był nieszczęśliwy traf, wypadek, zły los, którego nie można było przewidzieć, bo nic go wcześniej nie zapowiadało.

I ani wyjazd na narty, ani wybór trasy A zamiast trasy B, ani też wybór VBAC jako drogi porodu nie jest sam w sobie złą czy niebezpieczną decyzją. Każdy z tych wyborów w większości przypadków ma pozytywne skutki, a wypadki i historie z trudnym zakończeniem zdarzają się także w domu, na trasie B i w przypadku wyboru cięcia cesarskiego jako drogi porodu.


[1] Nagłe ustanie uprzednio efektywnej czynności skurczowej, to jeden z możliwych objawów pęknięcia macicy.

[2] Zmiana zaawansowania główki płodu w kanale rodnym to jeden z możliwych objawów pęknięcia macicy.

Coraz bliżej Święta…

Autorka: mgr Katarzyna Osadnik, położna

Kochane Przyszłe Mamy! ❤❤❤
Przed nami goracy miesiąc???. W sercu swiateczna atmosfera, szał porzadków i zakupów. Darmowa opieka nad dziećmi w postaci dziadków na Święta. Nic tylko zjeść grzybowej?, skubnąć kapusty z grzybami? i popić kompotem ze śliwek?. A o północy w Sylwestra wraz z radosnymi wystrzałami wydac z siebie okrzyk radości i powitać Nowy Rok i Nowe Maleństwo. ??
Ach szczęśliwa wizja, czasem dla naiwnych.

Kochane, okres Świąt grudniowych to również worek świętego Mikołaja ?pełen „przedświątecznych cesarek„.

Czego można się spodziewać?⬇️
?„Musimy zrobić cięcie, ponieważ w szpitalu będzie okrojony skład.”
What??? Okroić to można karpia w galarecie. Szpital działa i funkcjonuje jak przez wszystkie wcześniejsze 50 tygodni roku. Skład w szpitalu ma być taki, żeby dyżury były bezpieczne tzn. są położne i lekarze, żeby w razie potrzeby zrobić ratunkowe cięcie cesarskie.

?„Jest to okres świąteczny w szpitalu.”
Nie, nie jest. Wiem, że wystrój oddziału i sal porodowych ma nam wszystkim poprawić humor,ale…. lekarze i położne w szpitalu pracują normalnie jak przez wcześniejsze 50 tyg.

„Zrobimy cięcie i na Święta bedzie Pani w domu z dzieciatkiem pod choinka.”
Nie poleca się klaść noworodzia pod choinką ze wzgledu na kłucie igieł, które może podrażniać skórke słodkiego różowego bobasa. Poza tym miejsce pod choinką jest zarezerowowane dla innego Dzieciątka, którego narodziny celebrujemy od 2000 lat, i niech tak zostanie.

Wiemy, że okres świąteczny jest ważny dla rodziny. Szczególnie Święta Bożego Narodzenia, ale niech okres Świąt nie będzie Waszym wskazaniem do cięcia cesarskiego ani indukcji porodu!!!

Tak więc apelujemy o rozsądek i … spacer po do parku, a niekoniecznie na izbę przyjęć.

Asertywność i partnerstwo podczas ciąży i na sali porodowej

 

ANALIZA KRAN (1)

Jak być asertywnym i rozmawiać z lekarzami i położnymi z pozycji partnera? jak podejmować własne decyzje, kiedy nie jest się specjalistą? Poniższe proste narzędzie – analiza KRAN – z pewnością będzie pomocne!

Zobaczmy jak to działa.

Wyobraź sobie, że w 38 tygodniu ciąży stoisz przed decyzją czy wyrazić zgodę cięcie cesarskie z powodu miednicowego położenia płodu. Jak rozmawiać z lekarzem?

K – Jakie KORZYŚCI przyniesie mi i mojemu dziecku planowe cięcie cesarskie w 38 tygodniu? Na ile te korzyści są pewne/ prawdopodobne?
R – Jakie krótko i długofalowe RYZYKO dla mnie i dla dziecka wiąże się z decyzją o cięciu cesarskim?
A – Jakie ALTERNATYWNE metody postępowania można byłoby zastosować? I z jakimi korzyścia i ryzykiem się one wiążą?
N – Co może się stać jeśli nie zrobimy na razie NIC? I na ile jest to prawdopodobne?

Czego oczekiwać w odpowiedzi?

Kokretnych, jasnych i zrozumiałych informacji, najlepiej opartych na dowodach naukowych.

Jeśli ktoś odpowiada wymijająco, niezrozumiale lub Cię zbywa, powinna się zapalić w Twojej głowie czerwona lapka ostrzegawacza „Nie można mu do końca ufać!”

Na co jeszcze zwrócić uwagę?

Każda interwencja medyczna wiąże się z jakimś ryzykiem. Odpowiedź ” nie ma żadnego ryzyka” jest fałszywa!

W większości sytuacji istnieją alternatywne sposoby postępowania.

Gotowa na wszystko (Mikołów – Warszawa)

Jesli ktoś pyta mnie co to znaczy być naprawde zdeterminowanym i zrobić WSZYSTKO, żeby dać sobie maksimum szans na porod drogami natury po cięciu cesarskim, do głowy od razu przychodzi mi przykład Kasi. Jednak jej opowieść jest historią nie tylko o determinacji. Jest również, a może przede wszystkim, historią o mądrości, matczynej miłości i wielkiej umiejętności podejmowania trudnych decyzji.

Jestem Wam winna relację z mojego porodu. Póki co jest ona bardzo niepełna i wymaga wciąż przepracowania dlatego na dzisiaj mogę Wam napisać tylko suche fakty związane z tym wydarzeniem. Chciałabym się jednak tym z Wami podzielić.

Wcześniejszy poród byłam gotowa opisać po 8 miesiącach od 2 cc i możecie przeczytać ją tutaj:
http://naturalniepoce7sarce.pl/?p=855

W środę po południu odeszły mi wody.Było to dla mnie sporym zaskoczeniem po dwóch indukowanych porodach. W związku z tym,że były czyste, a ja się czułam dobrze, czekałam na rozwój wydarzeń w wynajętym mieszkaniu. O 7 rano w czwartek zgłosiłam się do szpitala i zaczęły się moje własne skurcze. Cały czas byłam aktywna. Chodziłam, kucałam, kręciłam biodrami, krok bociana, masaż brodawek, skakałam na piłce. Akcja rozkręcała się, mąż wspierał. Ok 13 akcja zaczęła słabnąć i po kilku chwilach zapadła decyzja o oksytocynie. Skurcze wróciły silniejsze a we mnie obudziło to nowe pokłady energii i nadziei, ponieważ moja szyjka nie chciała drgnać od rana. Były pozycje, wanna, leki.Kolejne badania bez postępu na szyjce. Po 19 przychodzi Edyta-moja wspaniała położna. Zaczyna mówić o tym co się dzieje. Edyta mówi a ja płaczę coraz bardziej. Słowa docierają do mnie jak przez szklaną ścianę. Mówi o braku postępu porodu, o tym,że nasze zdrowie jest najważniejsze.Wiem,że się nie uda, bo czuję jak każde badanie jest trudne i jak bardzo głęboko musi badać.
O 20.30 badanie,które potwierdza,ze nie uda się. Poprosiłam o czas do 22. Chciałam mieć możliwość oswojenia i pogodzenia się z tą decyzją, Że to koniec, nie uda się. Moje marzenie o porodzie sie nie ziści. Cały wysiłek i praca włożona nic nie dały. O 22.15 blok operacyjny i przygotowanie.
22.45 Witam mojego syna 4530g/57 cm 10 pkt Apgar.

W trakcie przygotowania do tego porodu wykorzystalam:
– kapsułki z olejem z wiesiolka od 15tyg
– liście malin od 30tyg
– homeopatia od 28tyg
– dieta bogata w kolagen, vit C
– orzechy brazylijskie 3/dobę
– jak miałam ochotę to daktyle,ale nie lubię ich smaku
– akupunktura co tydzień od 36 tyg
– terapia Bowena na rozluźnienie miednicy-2sesje
– manualna terapia blizny-5sesji przez ciąża
– masaż Shantala 1sesja
– Ruch związany z opieką nad dziewczynkami
– dieta urozmaicona mająca na celu wyrownianie cukrów,żebym nie miała napadów na słodkie. Podobno jest też opisany wpływ diety na rozpoczęcie się akcji skurczowej. Przy dziewczynkach jadlam slodkie na potęgę i urodziły się mniejsze(3100 i 3500g) więc ciężko mi odniesc się do związku dieta-waga dziecka.
– zorganizowanie rodziny do wyjazdu do szpitala najbardziej przyjaznego szpitala vba2c w Polsce.
– miałam 3wizyty u dr Puzyny, który realistycznie podchodzi do tematu
– Edyta,która mnie wspierała w trakcie porodu i szczerze rozmawiała co na sam koniec było trudne,ale wyjaśniła mi wszystko co się dzieje
– masaż brodawek

Postanowiłam skupić się tym razem na tp,wg zapłodnienia. Wody odeszły mi 10 dni po tym terminie.

Wiem, ze mogłam jeszcze korzystać z rzeczy, które wpływają na świadomość,ale ja w to nie wierzę i kupowanie programu z hipnozy mogło byc tylko strata pieniędzy.

Trzymam kciuki za Was kochane. Każda z Was, która ma wątpliwości może śmiało do mnie pisać. Byłam gotowa na wszystko, jednak decyzja o cc była po raz kolejny najtrudniejszą ze wszystkich.

A oto kilkumiesieczny juz Warszawiak Franuś w odlewie swojego prenatalnego mieszkanka:)

Historia wielkiej walki i ludzkiego CC (Holandia)

Ta historia nie jest historia VBAC, opowiada jednak historie wielkiej walki. Jak pisze jej autorka i główna bohaterka Ela, „walczylismy wszyscy: ja, moja córka, jej ojciec, nasze położne, szpitalny personel. Walczyliśmy o porod naturalny, potem o życie, a ostatecznie o jak najbardziej „naturalne” cięcie cesarskie. Da sie.” Kochane polskie czytelniczki, chciałabym, żebyście zwróciły uwagę jak wiele czynności można podjąć w razie komplikacji w porodzie ZANIM podejmie się decyzję o cięciu cesarskim. W razie przedłużającego się porodu lub niesatysfakcjonującego zapisu KTG – bezpośrednie monitorowanie czynności serca płodu – pelota na główce płodu (tak, trzeba mieć odpowiedni sprzęt do tego! Ale właśnie takich możliwości powinnyśmy się jako  Kobiety domagać, o to wołać i apelować!) i pobranie krwi z główki płodu celem wykonania badania gazometrycznego, które w przeciwieństwie do KTG daje pewną odpowiedź na to na ile dotlenione jest dzieciątko i czy jest potrzeba natychmiastowego ukończenia porodu czy też nie. Warto też zwrócić uwagę na postępowanie PO cc. Miłej lektury!

Od 4 miałam nieregularne skurcze, słabe ale częste, co 3-7 minut. Od początku trwały ok 1 minuty lub dłużej.
O 8 poinformowałam położne, że coś jest na rzeczy. O 12 wizyta i faktycznie, 3 centymetry! Jaka radość! Kolejna wizyta o 16 i 4 centymetry. Skurcze trochę się nasiliły, ale świetnie sobie radziliśmy. O 18 zmiana położnych, nadal 4 cm. Kolejne badanie po godzinie i werdykt: brak postępu. Położna namawia mnie na przebicie pęcherza, bo jak nie to transfer. No i się zgadzam. Od 19 skurcze nabierają tempa, pojawiają się bóle krzyżowe. Jakbym dostawała kijem basebolowym, bez przerwy. Od 20 skurcze właściwe nie ustawaly, myślę sobie, teraz rodzę na poważnie! D w końcu miał zajęcie – wisiałam na nim na zmianę ze skakaniem na piłce. Coraz trudniej było mi znieść ból, ale wiedziałam, że w takim tempie to już na pewno nie potrwa długo! Po 21 badanie 4 i pół centymetra. To mnie zniszczyło, nie wyobrażałam sobie tego bólu tak długo… straciłam wiarę, poddałam się zupełnie, proszę o epidural. Jedziemy do szpitala, a ja rycze, krzyczę, żal mi samej siebie. Gdzieś w krótkich chwilach świadomości było mi tak strasznie wstyd.
Dojechaliśmy do szpitala, okazuje się ze czeka mnie 30 minut KTG. Błagam o pomoc, już nie chcę, nie mogę. Ale jednak daje radę i przez chwilę nawet wygląda na to, że wychodzimy na prostą. 30 minut trwa już godzinę, coraz więcej ludzi się w okół mnie kręci, pytam czy to już, czy epidural…? Nie. KTG wypadło średnio, musimy założyć elektrode bezpośrednio na główce. Nie wiem, ile to trwało. Patrzę na ekran, skurcz na szczycie, a tętno 50. I spada. Pobierają krew ze skalpu do gazometrii – niedotlenienie. I już jedziemy na salę operacyjną, dali mi coś na zatrzymanie skurczy, ale nie działa, Boże, igła w kręgosłupie i skurcz! Za chwilę nie czuje nic, trzęse się jak galareta, proszę żeby ściągnęli zasłonę, chcę widzieć jak ja wyciągają z brzucha. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ona. Pierwsze co widzę to węzeł prawdziwy na pępowine. Patrzę i nie wierzę. A za chwilę jest już z nami, wrzeszczy, Boże jak bardzo Ci dziękuję.
 
plac010
Bardzo się cieszę że cc tu (Holandia), a nie w Polsce. Po wydobyciu musiał ją obejrzeć pediatra ale później cały czas już była z nami. Byłam ma nogach po 4 godzinach, żadnej głodówki, od razu pozwolili mi się umyć, spacerować. Nikt się nie roztkliwia nad kikutem, każda prośba uszanowana, każde zdanie wysluchane do końca. Poza tym D śpi z nami w sali, za darmo, nikt mi nie mówi o diecie matki karmiącej ani nie zagląda co chwilę w krocze. Położne bardzo skrupulatnie kontrolują każde przestawianie, żebym nie zniszczyła skutków. Ani słowa o dokarmianiu, zachęcają, żeby mała spala na mnie albo na tacie. Szpital marzeń.

VBA3C w szpitalu Św. Zofii w Warszawie!

Stało się! W końcu i w naszym kraju nastąpił przełom w kwestii porodu drogami natury po 3 cięciach cesarskich.

26 lipca 2017 r. w szpitalu św. Zofii w Warszawie drogami natury na świat przyszedł chłopczyk ważacy  ponad 4300g, którego mama wcześniej trzykrotnie odbyła poród przez cięcie cesarskie. Ogromne BRAWA dla Wspaniałej i Zdeterminowanej Mamy, pani Doroty!

Historii porodów po 3 cięciach cesarskich publikowałam już kilka. Były to jednak historie, które wydarzyły się poza granicami naszego kraju. Dziś jestem dumna i szczęśliwa, że i w polskich szpitalach dziać się zaczyna.

Dyrektor Szpitala św. Zofii w Warszawie, dr Wojciech Puzyna, już wcześniej wspierał próby porodu naturalnego po 3 cięciach cesarskich. Oto historia jednego z takich porodów: http://naturalniepocesarce.pl/?p=1006

Do tej pory jednak brakowało jednak przysłowiowej wisienki na torcie – czyli zakończenia takiego porodu drogami natury. Dwa dni temu, praca  i wsparcie jakie daje kobietom pragnącym urodzić po więcej niż 1 cc dr Puzyna i  zespół sali porodowej w „Zośce” zostały w pełni nagrodzone.

Słowa uznania pragnę też w tym miejscu skierować do  tych mam, które dotychczas podejmowały trud próby porodu po 2  i 3 cc. Bez względu na to jak Wasz poród się zakończył, Wasza postawa i determinacja buduje lepszą porodową rzeczywistość i szersze możliwości  dla wszystkich Kobiet, a zespół lekarzy i położnych ubogaca doświadczeniami tak potrzebnymi do podejmowania kolejnych wyzwań.

Tu więcej informacji na temat VBA3C  w św. Zofii:

http://radiokolor.pl/wiadomosci/n/853/udany-porod-naturalny-po-3-cieciach-cesarskich-to-prawdopodobnie-pierwszy-taki-w-polsce

Na facebooku szpitala można zaś zobaczyć zdjęcie dumnego taty z nowonarodzonym VBA3C chłopczykiem: https://web.facebook.com/szpitalzelazna/photos/rpp.294895603923206/1515991178480303/?type=3&theater