O niezwykłej sile kobiecej intuicji, istocie psychicznego przygotowania do porodu i o tym, jak pięknie i nienarzucająco można wspierać kobietę w jej wyborze szczęśliwego rozwiązania. Oto historia Zuzanny.
Patrząc na usposobienie obu moich synów silnie wierzę w to, ze sposób urodzenia i emocje związane z porodem mają niesamowity wpływ na późniejszy charakter dziecka.
Mój pierwszy syn miał być urodzony naturalnie, przygotowywałam się do porodu z doulą, Gosią Borecką, to z nią miałam go urodzić w Szpitalu Św. Zofii. Cała ciąża przebiegła bezproblemowo, wręcz idealnie. Czułam się świetnie, Mały odwrócił się i czekał na poród. I nagle, w 35 tygodniu ciąży zaczęłam mieć bardzo silne bóle głowy. Początkowo mnie nie przeraziły, bo często bolała mnie głowa w ciąży, ale pojawił się także ból brzucha. Pojechałam do szpitala na kontrolę, na której lekarz stwierdził, że wszystko jest w porządku. Dwa dni później objawy się powtórzyły: koszmarnie bolała mnie głowa, nadbrzusze, pojechałam do szpitala ze wszystkimi dokumentami, czułam, że jest coś nie tak. I tu po raz pierwszy poczułam siłę kobiecej intuicji.. Po przyjeździe okazało się, że mam koszmarnie wysokie ciśnienie, białko w moczu, problem z wątrobą… Słowem wszystkie niepokojące ciążowe objawy. Po kilku godzinach obserwacji, podawania leków i nieustępujących a wręcz postępujących objawach Zespołu HELLP (jak się potem dowiedziałam) w nocy zadecydowano o Cesarskim Cięciu. I tak, miesiąc przed planowanym terminem, urodził się mój pierwszy syn, na szczęście zdrowy, śliczny i cudowny. Całą operację przeżyłam koszmarnie. Najpierw dosłownie wyrywanie dziecka z brzucha, potem niesamowity, przeraźliwy płacz… Synka pokazano mi na chwile, ale ja otumaniona znieczuleniem, nie mogłam nawet się przyjrzeć a małego od razu zabrano do inkubatora, w którym musiało zostać jeszcze kilka dni a ja go mogłam tylko widywać. Fizycznie czułam się świetnie ale psychicznie okropnie. Przez jakieś pół roku kompletnie nie czułam, że to ja urodziłam moje dziecko – zupełnie jakbym je od kogoś dostała. Całe doświadczenie porodu na Sali operacyjnej, w momencie, w którym się tego nie spodziewałam, było bardzo trudne. Miałam pretensje do siebie, do swojego ciała, które zawiodło. Moje dziecko dużo chorowało, bardzo długo cierpiało na kolki, przyczyny tego wszystkiego szukałam właśnie w porodzie mając do siebie żal, że tak skrzywdziłam małego. Dopiero po roku przestałam płakać na myśl o porodzie. I zaczęłam wtedy myśleć o kolejnym dziecku.
Poszłam do polecanego ginekologa, żeby porozmawiać o planowanej ciąży i lekarz mi ją odradził. A potem kolejny i kolejny. 3 lekarzy odradziło mi kolejną ciąże ze względu na ryzyko powtórzenia się Zespołu Hellp, i to we wcześniejszym tygodniu ciąży, co mogłoby być dużo bardziej niebezpieczne dla mnie i dla dziecka. Po wizycie u ostatniego lekarza, który powiedział to samo, byłam załamana. Zaczęliśmy rozmawiać z mężem o adopcji. I wtedy przypomniałam sobie o polecanej Pani Dr. Marzenie Dębskiej, specjalistce od TRUDNYCH ciąż. Zaniosłam Pani Doktor całą historię pierwszej ciąży, wypisy ze szpitala moje i dziecka, aktualne badania…Pani Doktor spojrzała na mnie i powiedziała słowa, które chyba zawsze będę pamiętać: Pani Zuzanno, Pani ma oczy zdrowej osoby, wszystko będzie dobrze, proszę do mnie wrócić w ciąży. Potem dodała, że historia może, ale nie musi się powtórzyć, że trzeba będzie całą ciążę skrupulatnie robić badania i mierzyć ciśnienie. Pamiętam, że w tamtym momencie szczerze poczułam, że wszystko będzie dobrze. I że ten poród będzie cudowny i naturalny.
Ciążą przebiegała bez komplikacji, ale zespół HELLP pojawia się na ogół w 3 trymestrze, także do końca była lekka niepewność co do rozwiązania. Dr Dębska chciała rozwiązać ją planowo przez cesarskie cięcie, żeby być pewną, że będzie wszystko ok., natomiast, co mnie mile zaskoczyło, nie nalegała na cesarkę, nie namawiała mnie na nią – mówiła, że ona by tak wolała, ale to ja znam swoje ciało. Ani razu nie wzbudziła we mnie strachu, niepewności, nigdy nie padły z jej ust słowa o jakimkolwiek niebezpieczeństwie grożącym mi podczas porodu naturalnego. Bo moje ciało chciało rodzić J. Oczywiście byłam otwarta na sytuację, kiedy znów się wszystko skomplikuje i potrzebne będzie cesarskie cięcie, ale czułam, naprawdę czułam, że nic się tym razem nie skomplikuje. Bałam się, ale jak czegoś nowego i nieznanego. Do porodu, również w Szpitalu Św. Zofii przygotowywałam się z cudowną doulą i joginką, wspaniałą kobietą-balsamem Olą Kunstler. Te spotkania z Olą bardzo mi pomogły psychicznie i fizycznie przygotować się do porodu, podjąć decyzję o tym, że chcę rodzić bez znieczulenia, pozbyć się jakiegokolwiek strachu i wprost zakochać się w porodzie. I w idei porodu. Uwierzyć w to, że ciało będzie mnie prowadziło przez poród. Spotkałam się tez z położną, Magdą Witkiewicz, która również spokojnie podeszła do tematu cesarskiego cięcia dwa lata wcześniej.
Zbliżający się poród, mimo braku jakichś specjalnych symptomów, czułam kilka dni wcześniej – wiedziałam, że urodzę do końca tygodnia. I tak, w sobotę o 7.40, po dosłownie 40 minutach od przyjazdu do szpitala, bez jakichkolwiek komplikacji, bez specjalnego bólu, bez znieczulenia, nacięcia, BEZ PŁACZU, prosto do moich ramion, urodził się nasz drugi syn. To było niesamowite. Ten spokój małego, wsparcie położnej, przeżywanie skurczy, których się nie bałam, dzięki wcześniejszym rozmowom z Olą. Poród był dokładnie taki, jaki miał być. Taki, jaki miał być też ten pierwszy. Drugi synek był jakby kopią starszego. W magiczny sposób poczułam się tak, jakbym wreszcie przeżyła też ten pierwszy poród. Tuląc młodszego miałam wrażenie jakbym tuliła ich obu, nowo narodzonych naraz. Wreszcie przeżyłam poród, którego nie przeżyłam dwa lata wcześniej. A ja jako kobieta też narodziłam się na nowo – prawdziwie uwierzyłam w siebie.
Myślę, że to, co pomogło mi w takim wspaniałym przeżyciu porodu, to wsparcie wszystkich, którzy mieli z nim cokolwiek wspólnego – od Dr. Dębskiej poprzez Położną aż po cudowną wspierającą doulę i dzielnego męża. Nikt nigdy nie poddał pod wątpliwość mojej decyzji wierząc, że kobieca intuicja to jednak ogromna potęga. Ważne jest też otwarcie na wszystko to, co się dzieje. Przy pierwszym porodzie nie brałam pod uwagę cesarskiego cięcia i myślę, że dlatego doznałam takiego szoku, z którym później trudno mi było sobie poradzić. Opierając się na swoim doświadczeniu chciałabym życzyć wszystkim czytelniczkom portalu, żeby wsłuchały się w siebie i w swój wewnętrzny głos czasami zagłuszany przez nie nasze sądy i przekonania. Bo nasze ciało naprawdę nas zawsze ostrzeże przed niebezpieczeństwem ( jak przy pierwszym porodzie) i poprowadzi właściwą drogą.