NIE ŻAŁUJE, ŻE SPRÓBOWAŁAM… CZYLI PRÓBA PORODU SN PO CC (Malbork)

CBAC czyli poród przez cięcie cesarskie po próbie porodu siłami natury może być wzmacniającym i pięknym doświadczeniem. Historia  Beaty pokazuje, że przede wszystkim od nastawienia – zarówno mamy jak i opiekujących się nią lekarzy i położnych  zależy jakość porodu – obojętnie, którą drogą się on kończy.

Zawsze marzyłam o porodzie naturalnym. Mimo, że jestem młoda. Pierwsze dziecko urodziłam w wieku 21 lat. Ciąża upragniona, nawet
bardzo upragniona. Przez ponad pół roku nie mogłam zajść w ciążę, moja lekarz na moje pytanie czy wszystko na pewno jest ze mną
dobrze, zbywała mnie. Takim oto sposobem trafiłam do swojego obecnego lekarza i po kilku badaniach i obserwacjach okazało się, że
muszę mieć symulowaną owulację. Udało się za pierwszym razem. Byłam w ciąży!

Pierwsza ciąża była piękna, ale nie do końca idealna, kilka pobytów w szpitalu, ciągłe zamartwianie się czy wszystko na pewno jest wporządku. Chyba każda przyszła mama tak ma. Okazało się, że będę miała córkę. Taka radość. Miałam urodzić moją wymarzoną córkę. Do samego końca ciąży myślałam o swoim porodzie. Wyobrażałam sobie jak to będzie. Nigdy przez myśl nie przyszło mi cesarskie cięcie. Dotrwaliśmy do terminu porodu i za poleceniem lekarza stawiliśmy się na oddziale położniczym. Po wszystkich badaniach, lekarz stwierdził, że chyba czeka nas cesarka, bo dziecko duże, a i podwójnie owinięte wokoło szyi pępowiną. Przepłakałam pół dnia, bo nie mogła zrozumieć dlaczego tak, a nie inaczej. Dlaczego akurat ja. Moje marzenie o porodzie naturalnym nie spełni się. Mieliśmy czekaćaż zaczną się regularne skurcze, żeby dać moje córce namiastkę porodu naturalnego. Do akcji porodowej jednak nie doszło, ponieważ  córka miała spore wahania tętna od 60 do 200. Pocięli mnie na szybko, na zimno. Byłam szczęśliwa, że jest ze mną cała i zdrowa, ale  jednak czułam, że zabrano moje marzenia. Dopadł mnie zespół popunkcyjny. Było naprawdę ciężko. Później problemy z karmieniem, ale  dzięki mojemu uporowi udało się, karmiłyśmy się piersią.

Na samą myśl o kolejnym cięciu było mi słabo. Wiedzieliśmy jednak z mężem, że chcemy kolejne dzieci. Drugie chcieliśmy szybko. Nigdy nie wgłębiałam się w temat porodu po pierwszym cięciu. Lekarz po roku od cc pozwolił nam starać się o kolejne dziecko. Udało się. Bez żadnych wspomagaczy owulacji… i tak na nowo rozwijała się we mnie mała fasolka. Najpierw strach, jak to będzie z drugim dzieckiem. Później radość.

Ciąża była idealna. Czułam się świetnie. Zaczęłam zagłębiać się w temat porodu naturalnego po cięciu cesarskim. Jaka była moja radość, że i takie porody się udają. Od dwóch lekarzy dowiedziałam się, że jeżeli wszystko będzie dobrze to będę mogła rodzić naturalnie. W tym czasie trafiłam też do grupy na facebooku NATURALNIE PO CESARCE. Historie opisane przez różne kobiety tylko bardziej umocniły moje chęci do porodu naturalnego. Przed 20 tygodniem ciąży zaczęły się dziwne bóle brzucha, zrobiłam sobie trochę wolnego od pracy i innych obowiązków i chyba wyleżałam ten ból, bo mniej więcej po 3-4 tygodniach wszystko wróciło do normy. Od 13 tygodnia ciąży wiedzieliśmy, że tym razem będziemy mieli synka. Takie szczęście. Ciąża do końca przebiegała idealnie. Wszystkie badania w normie. Cierpliwie czekaliśmy do terminu porodu. Tym razem wiedziałam, że nie dampołożyć się do szpitala z dniem wyznaczonego terminu porodu.Plan był taki, że poród rozpocznie się w domu z położną i później pojedziemy do szpitala.

Nadszedł termin z ostatniej miesiączki, lekarz na wizycie stwierdził, że wszystko dobrze i czekamy jeszcze 3 dni w domu do terminu z usg. Oczywiście nic się nie działo. Byłam zła na swoje ciało, że tak to przeciąga, ale wiedziałam, że mam jeszcze czas. Lekarz chciał żebym już położyła się na oddział, ale ja obiecałam, że pojawię się jak tylko coś mnie zaniepokoi, a na ktg będę się zjawiać co drugi dzień. Tak też było. Do szpitala jednak zgłosiłam się sama 8 dni po terminie, nikt mnie nie namawiał, sama czułam już potrzebę, jakoś tak wiedziałam, że będę spokojniejsza, kiedy maluch będzie pod kontrolą. Co jak co, ale zdrowie synka najważniejsze.

Do szpitala przyjęli mnie bez żadnego gadania, potwierdzając tylko czy na pewno jestem zdecydowana na VBAC.Potwierdziłam. Tak sobie spędziliśmy kilka dni na oddziale. Nikt mnie nie namawiał do cc. Wmiędzyczasie coś zaczynało się dziać. Odszedł czop śluzowy, skurcze nieregularne, ale jakieś tam były. Ktg mieściło się w normie, ale nie było za dobre. Były wahania  tętna malucha. Czekaliśmy na rozwój sytuacji. We wtorek 28 października zmęczona już całą  sytuacją i chęć zakończenia w końcu tej ciąży dałam się podłączyć pod oxy. Chciałam wracać jak najszybciej do domu, do niespełna  2 -letniej córki. Przed tym wszystkim myślałam, że w tym wypadku będę twarda, ale tęskniłam okropnie. Oxy rozchulało skurcze i przy mojej aktywności i kroplówce doszliśmy do rozwarcia 7 cm. Wody odeszły w sumie prawie na początku podłączenia oxy. Przy tych 7 cm wszystko ucichło. Skurcze ustały. Zatrzymaliśmy się na 7 cm. Czuła, że już tak blisko, ale jednak tak daleko. Synek ciągle był wysoko i nie napierał główką na szyjkę, jak to mówili „główka odbija w górę”, ktg coraz bardziej średnio. No i stało się, postanowili o cc. Ja zgodę podpisałam i za chwilę już na stole operacyjnym dostałam syna na chwilę do skóry, a później tata do kangurowania. Synek  owinął się szyją w pępowine, pępowina podobno krótka i trzymała go w górze. Oprócz tego moja położna która była przy cc mówiła, że  były małe szanse żeby w ogóle się wstawił w kanał rodny.

Moje odczucia? To cc w porównaniu do pierwszego to była przyjemność. Po pierwszym byłam rozbita, wszystko było dla mnie nie tak jak powinno. Teraz było pięknie. Do domu puścili nas po dwóch dobach, bo czułam się rewelacyjnie. Oprócz tego jestem mega zadowolona, że ordynator szpitala do samego końca namawiał do próby SN, chociaż namawiać nie musiał. Aaa…przy wypisie zapytał czy przyjdę do nich próbować SN po dwóch CC. Uśmiechnęłam się tylko…, bo kto wie.

Tak w wieku 23 lat stałam się podwójną mamą. Ostęp między jednym cc a drugim wyniósł dokładnie 22 miesiące. Jestem szczęśliwa, że poczułam chociaż namiastkę porodu naturalnego. Ból? Bolało, bardzo bolało, ale każdy skurcz przyjmowałam z radością. Po lekturze „Poród Naturalny” Iny May Gaskin jeszcze inaczej spojrzałam na poród. Zdecydowanie pomogła mi w radosnym porodzie. Mam ogromną nadzieję, że za trzecim razem się uda… Jak to mówią:  „do trzech razy sztuka”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.