Historia lubi się powtarzać….? (Francja)

Półtorej doby po pęknięciu pęcherza płodowego, po długim oczekiwaniu, po chwilach zwątpienia i z fantastycznym wsparciem położnej oraz męża.  Dziś szczęśliwa polska opowieść Kasi  we francuskich realiach.

 

26 miesięcy temu zaczeło się tak samo… 3 tygodnie przed wyznaczona datą porodu  straciłam wody i pojechałam na porodowkę. 26 miesięcy temu Eryk urodził sie przez cesarskie cięcie…
Tym razem, po wielu miesiącach psychicznych przygotowań do naturalnego porodu, książek i artykułów przeczytanych na temat VBACu mialo byc inaczej! A jednak zaczeło się tak samo i nie tak jak się mialo zacząć… Miało się zaczać skurczami, które jak najdłużej miałam „przeżyć w domu’’, żeby w ostatniej chwili pojechać do szpitala i tam już – za późno na znieczulenie – urodzić moją oczekiwaną Lenkę. A jednak historia lubi sie powtarzać…
O 3 nad ranem ze łzami w oczach budzę męża informując go, że znowu straciłam wody i nie mam skurczy. Prawdopodnie będę miała kolejną cesarkę. Byłam załamana. Wsiedliśmy do samochodu, zostawiając Eryczka z dziadkiem, który przyjechał na ten okres z Polski. W szpitalu standardowe badania, po których okazało się, że rozwarcie jest na pół palca. W moich dokumentach było napisane wielkimi czerwonymi literami: po cesarskim cięciu, chęć na VBAC. Położna mnie pociesza i mówi, że wczoraj rano przyjeła dwie panie w identycznej sytuacji jak moja i jedna urodziła „normalnie’’. Położyli mnie do pokoju i kazali czekać na skurcze… To były najgorsze chwile – czekanie na skurcze,  które się nie pojawiają. Po 24 godzinach ciągle nic… Wypadałoby, żeby poród sie zaczął, bo bez wód teoretycznie protokoły ze szpitala nie pozwalaja przetrzymywać dłużej niż 24 godziny. Ale ja byłam zdeterminowana a lekarze i polożne pozytywnie nastawieni. Po 28 godzinach od straty wod, w środe rano po obchodzie decyzja była podjęta. Psychicznie byłam nastawiona na cesarkę. W południe przyszła położna i zaprosiła mnie na salę porodową I powiedziala, że będę rodzić VBAC! Byłam tak zaskoczona, zmęczona po tylu godzinach czekania, że psychicznie nie wytrzymałam. Rozpłakałam sie i chciałam, żeby mnie już pocieli, bo ja nie wytrzymam jeszcze paru godzin porodu i bólu podczas skurczy. Polożna, Valérie (zapamietam tę kobietę do końca mojego życia!) wytlumaczyła mi, że 10 lat temu miała identyczną sytuację i udało się. Żebym spróbowała. Że zostawi mnie na 15 minut, żebym przemyslała czy chce rodzić VBAC, bo jeśli nie będę pozytywnie nastawiona to nie ma sensu i rzeczywiście najlepiej wtedy ciąć. Wyszła z porodówki i zostawiła mnie z mężem, który powiedział, że jeśli nie spróbuje teraz, to do końca życia będe mu marudzić… rozwarcie ciągle miałam na pół palca.
Po powrocie położnej, na nowo zmotywowana powiedziałam, że chcę próbować. Dostałam minimalną dawkę hormonów na wywołanie porodu dla kobiet po wczesniejszym cięciu, znieczulenie zewnątrzoponowe i viola  – zaczęło się. Co godzinę Valerié przychodziła, żeby sprawdzić jak poród postępuje. Znieczulenie od czasu do czasu przesawało dzialać i krzyczałam, żeby anestezjolog na nowo uruchamiał moją pompkę, która wstrzykiwałam sobie znieczulenie… ale bolało…. Valérie zmieniała mi pozycję, bo mała była ułożona plecami do moich pleców, więc dużo czasu spędziłam na czworaka, aby mała się obróciła.. przez 5 godzin doszlam do 5cm, wiec „standardowo’’ jak powinno być. Jedyna rzecz,  która mnie martwiła to to, że Valérie kończy zmianę o 19:00 i następna położna może będzie mniej przyjazna. Valérie na nowo zmieniła mi pozycję, tym razem na boku. O 18:00 wraca, bada mnie i zaczyna przygotowywać narzędzia do porodu. Z meżem nie rozumiemy, co się dzieje, a ona że za chwile bede przeć!!! Przez godzinę z 5 cm zrobiło sie 10cm.
Udało sie! Po 30 minutach, bez nacięcia, miałam Lenkę na rękach – zadowolone maleństwo, które patrzyło na mnie wielkimi oczami, possało cyca przez 3 minuty i usneło sobie spokojnie na mnie… Tego dnia nie zapomnę do końca życia, jak również mojej polożnej Valérie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.