Kiedy pierwszy poród zakończył się cięciem cesarskiem po wielu godzinach intensywnej akcji, nierzadko już w II okresie porodu, będąca w kolejnej ciąży mama może mieć trudności z podjęciem decyzji o próbie VBAC. Pojawiają się wątpliwości – czy znów kilku- lub kilkunastogodzinny wysiłek nie pójdzie na marne? Nie pójdzie – i to w żadnej wersji, bowiem nawet w przypadku konieczności powtórnego cięcia, rozpoczęcie i czas trwania akcji porodowej są korzystne dla rodzącego się Maleństwa (więcej na ten temat tu). A szanse na VBAC wcale nie są małe:) Dziś historia Olgi:
18 listopada 2015
Jakiś czas temu zastanawiałam się jak rodzić. Bałam się powtórki z pierwszego porodu, który zakończył się cięciem w II fazie porodu z powodu spadku tętna dziecka.
Mój syn zdecydował za nas. Dziś przyszedł na świat o 5:25 -18 miesięcy po cięciu.
To, że chciałam podjąć chociaż próbę SN wiedziałam już od jakiegoś czasu. Umówione cc na zimno miałam odwołać w przyszłym tygodniu. Aż tu wczoraj zaraz po meczu (chyba z wrażenia ze wygraliśmy bez lewego 😉 ) pojawiły się skurcze. Lekko przerażona bo to 38 tc organizuje opiekę dla starszaka, biorę męża pod pache i jedziemy 😉 Na miejscu młoda pani doktor podnosi na duchu, że szybko wszystko idzie i mobilizuje do próby SN, bo ja zaczynam się trochę łamać ( no byłam odważna do momentu aż uswiadomiono mi ze może być za późno na zzo… 😉 ).
Trafiamy na porodowke o 2:30 z 5 cm rozwarcia, bolesnymi skurczami, które momentami odbierały oddech i mocnym postanowieniem, że walczymy do końca 😉 Od poczatku prosiłam o anastezjologa i znieczulenie… Przy pierwszym porodzie nie bylo mi dane bo było za poźno, wiec tym razem postanowiłam, że nie dam się spławić ;P. Nie wiem jak to się stało, ale anastezjolog pojawił się kiedy miałam pełne rozwarcie i zaczynały się skurcze parte. Wyproszono męża i jednak sprobowano mnie znieczulić (bez sensu, bo nie dość, że się nacierpialam przy wkłuwaniu przy skurczach – a wiadomo nie wolno się ruszać… tylko weź się człowieku nie ruszaj przy skurczu partym ;), to to znieczulenie i tak nie działało). Weszliśmy w ostatnią fazę porodu z położna i mężem chwile po 4 rano. Szczerze to gdyby nie mój mąż który motywowal, krzyczał i trzymał za głowę i nogi to nie wiem czy bym dała radę. I takim oto sposobem wyskoczył po 5 rano nasz drugi syn ;).
Ja zostałam okrzyknieta bohaterem, bo ponoć spotkać na Inflanckiej panią, która chce walczyć o vbac jest trudno… Mało tego, chwilę po naszym vbac na IP trafiła dziewczyna również po cc, a pani doktor, która mnie przyjmowała, tak jej nagadała że mają tu taką wariatkę jak ja, co chciała spróbować i się udał, że dziewczyna też podjęła próbę;) Dzięki dziewczyny za ta grupę [Naturalnie po Cesarce Grupa Wsparcia]! Gdyby nie wy pewnie z automatu bym się zgodziła na cc. A tak czuję się … BRAWO JA! Jestem z siebie dumna. I bardzo dziękuję mężowi oraz zespołowi z Inflanckiej za wiarę i dodawanie wsparcia!