Czasem czytając historie porodowe dziejące się w innych krajach (tak, tak, wiem, że za granicą też bywa różnie i nie zawsze różowo, ale…) mam wrażenie, że polskiemu położnictwu bliżej obecnie do chirurgii niż do prawdziwej, nastawionej na wspieranie natury sztuki położniczej. I za każdym razem mam nadzieję, że to się zmieni… na lepsze. Wiem, że już się w niektórych miejscach zmieniło i dziękuję przy tej okazji wszystkim tym lekarzom i położnym, którzy/które wspierają kobiety w rodzeniu drogami/siłami natury po cięciu cesarskim, nawet więcej niż jednym. Oby było Was coraz więcej! W wielu miejscach naszego kraju dużo jest jednak wciąż do zrobienia, a motorem pozytywnych zmian jesteście WY, kochane Kobiety! Dzisiejsza historia, której autorka prosiła mnie o anonimowość, daje nadzieję i pokazuje, że do VBAC można podchodzić inaczej – bez wpędzania w lęk, bez zastraszania, tak … normalniej. Może świadomość tego Was podbuduje i upewni w decyzji o rodzeniu sn po cc.
W sierpniu 2013 przez cc urodziła się moja pierwsza córka. Ponad 4kg, 56cm. Poród zaczął się od wymiotów o 1 w nocy i lekkich skurczy. Po 7h nieregularnych skurczy i wymiotowania miałam dalej 1 cm z którym przyjeli mnie na oddział (córka urodziła się 14 dni po terminie). O 8 rano tachykardia – tętno 180-200 i decyzja o cięciu. Po rozcięciu okazało się, że zielone wody i początki zatrucia wewnątrzmacicznego.
Cesarka była ok. Mąż w 30 minut dojechał do szpitala, od razu na porodówke i już wspólnie jechaliśmy na salę. „Rodziliśmy” razem. On mnie uspokajał, mówił do mnie, a obok mnie cieli. Dziecko dostałam od razu po wyjęciu i szybkiej ocenie stanu zdrowia. Leżała mi na klatce piersiowej i spała, a ja płakałam ze szczęścia. U nas w szpitalu (Niemcy) nawet na sekundę nie zabrali mi dziecka, ani męża. Wstać musiałam około 2 godziny później na siku… Tuż po cesarce dali mi też porządny obiad. Blizna wyglądała super, ale po czasie pojawił się bliznowiec (u mnie norma). Bolała mnie dwa lata i 12 dni ( aż do drugiego porodu).
Całą drugą ciążę bolała mnie blizna, bo był pod nią taki jakby guzek. Raz mocniej, raz słabiej. Podczas porodu bolała okropnie. W poniedziałek o 20 zaczęły się skurcze, o 1 w nocy były tak silne, że pojechaliśmy do szpitala. Rano mnie z niego wypuścili, bo „w domu będzie pani lepiej”. W środę rano byłam wykończona, dalej w domu (w międzyczasie jeszcze raz w szpitalu i tekst starej położnej, że nie rodzę). Pojechaliśmy do szpitala, wytłumaczyłam, że od 2 nocy nie śpię i już nie mam siły. Rozwarcie po 40 h skurczy 1,5 cm.
Położna wyjaśniła mi jakie ryzyko niesie ze sobą znieczulenie i oxy (ewentualnie zatrzymanie porodu i cc) i pozwoliła mi decydować. Od razu kazałam wołać lekarza. Po zzo poszłam spać (na lewym boku, bo na prawym od razu spadało dziecku tętno). Dostałam oxy z dyfozora (maleńka dawka 2ml/h). Skurcze stały się słabsze, ale regularniejsze i 2 godziny później obudziło mnie odejście wód i niesamowity ból blizny. Położna zbadała i mówi, że to nie bliznę mi rozrywa tylko to parte. 8 skurczy później byłam mamą po raz drugi. Kazali mi wstać na skurczu kucać, a pomiędzy wstawać. Było ciężko, mąż podnosił. Udało się!!!
Ten poród uleczył moją duszę i ciało. Guzek pod blizną się wchłonął, o dziwo nawet bliznowiec się pomniejszył, blizna już kompletnie nie boli (kto wie może zrosty porozrywało, nie wiem). Teraz patrzę na cesarkę jako bogate doświadczenie życiowe i KOCHAM moje OBA porody. Dziękuję wam za pomoc. Cicha anonimowa podczytywaczka.
P.S. Dodam jeszcze, że druga córka urodzona 7 dni po terminie, bez kontroli blizny i straszenia mnie. Byłam zwykłą pacjentka. Przykre, że kobiety w Polsce muszą walczyć. Ja musiałam pokonać tylko strach przed cc i przed sn jednocześnie. Każdy lekarz i każda położna traktowali sn jako oczywistość.
Witam, mam takie pytanie. Jak długo leży Sie w szpitalu po cesarce?