43,5 h po odplynieciu wod plodowych – tyle kazala na siebie czekac córeczka Anity, urodzona VBAC w Walentynki tego roku.
Zacznę od tego, iż pierwsza ciąża zakończyła się cc ze względu na wysokie ciśnienie 160/100. Moja waga w 37 tygodniu ciąży – 30 kg na plusie. Nabierałam wody 1 kg na dobę. Podawaną miałam oxytocynę 3 razy pod rząd przez 3 dni. Za 3cim razem tętno małego na ktg poszybowało ze 150 na 60 i nadal spadało. Położyli mnie na stół w szybkim tempie i mój synek pojawił się na świecie po 10 minutach. Z wagą 2630 i 51 cm.
Druga ciąża od początku zupełnie inna . Zero komplikacji, energii za 10ciu.
12 stego lutego o godzinie 4 rano zaczęły odchodzić mi wody. O godzinie 18 pojechaliśmy z mężem do szpitala. Mieszkam w DE okolice Hannover. Zatrzymali mnie w szpitalu. Decyzja o indukcji naturalnie (preparat homeopatyczny, chodzenie), bo na ktg skurcze się pisały.
13 lutego o 7 rano żel (żel z prostagladynami – przyp.red.). O godzinie 10 kontrola: bóle są mega, ale szyjka zamknięta i twarda. O 14 kolejna dawka żelu. Szyjka nadal zamknięta na kontroli o 21, ale skurcze dają się we znaki. O 7 rano w Walentynki 3 dawka żelu – skurcze bolą już bardzo, aż krzyczę. O 13 masaż szyjki, bo nadal zamknięta. O 14 otwarta ale 2 cm . O 17 – 5 cm. Poprosilam o PDA i dostałam oxytocynę. I tutaj zaczynają się schody.
Mała traci tętno. Robią od 18 do 21.30 am badanie krwi wloaniczkowej z glowki plodu ( 6 razy), aby sprawdzać czy mała jest dotleniona i wyłączają o 20 PDA. I kolejny masaż szyjki bo rozwarcie 8 cm.
O 22 jest prawie 10 cm. Półtorej godziny skurcze parte. Z 20 razy parłam, nie miałam już siły.
14 luty 2018, godzina 23.36: VBAC!!! Kilka szwów mamy ale udało się .
P.S. Nikt nie namawiał na cc, dokumenty podpisane, żeby w razie czego nie robić tego na ostatnią chwilę. Cudowna położna Pani Wiesława cały czas mnie wspierała – cudowna kobieta. Taka nasza historia .
Lekarz rodzinny, nauczyciel naturalnego planowania rodziny, członek Komitetu Upowszechniania Karmienia Piersią i Grupy Wsparcia Naturalnego Karmienia Piersią i Mlekiem Kobiecym, Dawczyni Krwi i Mleka Kobiecego. Mama wesołego synka i córeczki. Miłośniczka eco-life, slow-life, rodzicielstwa bliskości, wsi, rynków osiedlowych i jarmarków. Pasjonatka rowerów (całorocznie), eksperymentowania z dziećmi, karmienia piersią w różnych kulturach i wnętrzarstwa. Katoliczka.
W nawiązaniu do tematu przewodniego niniejszego portalu internetowego z zaciekawieniem przeczytałam artykuł z najnowszego numeru Medycyny Praktycznej – Ginekologii i Położnictwa o tytule jak wyżej. Zainteresowana byłam nie tylko z racji mojej fascynacji (zresztą na kanwie promowania wszystkiego, co naturalne) i zawodowym głębokim przekonaniem do pierwszeństwa porodów fizjologicznych nad zabiegowymi. Byłam ciekawa treści również ze względów osobistych – wszak sama mam „cesarską” przeszłość, a za kilka dni spodziewałam się porodu kolejnego dziecka (bez planowych wskazań do kolejnego cięcia).
Choć chcę się odnieść jedynie do tego właśnie artykułu, należy podkreślić, że ma on charakter wytycznych ustanowionych przez Royal College of Obstetricians and Gynaecologists z października 2015.
Artykuł rozważa wyniki badań naukowych stanowiących za lub przeciw porodom planowym drogą pochwową (vaginal birth after caesarean – VBAC) oraz elektywnym powtórnym cięciom cesarskim (elective repeat caesarean section – ERCS). Jest to niejako odzew na znaczny odsetek porodów zabiegowych (przykładowo w Walii, Irlandii Północnej i Szkocji w latach 2012-2013 wynosił kolejno 27,5, 29,8 i 27,3%). Tymczasem planowy VBAC stanowi bezpieczny klinicznie wybór dla większości kobiet, które przebyły jedno cięcie cesarskie w dolnym odcinku macicy, co ogranicza koszty finansowe oraz powikłania matczyne związane z wielokrotnym wykonywaniem tych operacji. W Australii zorganizowano specjalistyczne przychodnie położnicze ukierunkowane na opiekę nad kobietami, które przebyły cięcie cesarskie. Z założenia placówki te wspierają pacjentki w świadomym podjęciu decyzji o sposobie rozwiązania ciąży. W efekcie zwiększył się odsetek podjętych prób VBAC.
Planowy VBAC można zaproponować większości ciężarnych, które przebyły jedno cięcie cesarskie w sytuacji: ciąży pojedynczej, położenia podłużnego główkowego dziecka, po ukończeniu 37 tygodnia ciąży.
Przeciwskazaniami do VBAC są: uprzednie pęknięcie macicy (zwiększone ryzyko powtórnego pęknięcia >=5%), cesarskie cięcie wykonane metodą klasyczną (zwiększone ryzyko pęknięcia macicy; cięcie w kształcie litery T lub J, niskie poziome nacięcie, znaczne, nieumyślne rozdarcie macicy stanowią wskazanie do zachowania szczególnej ostrożności przy podejmowaniu decyzji), ewentualnie powikłana blizna po uprzednim porodzie zabiegowym, inne bezwzględne przeciwskazania do porodu naturalnego, wcześniejsze operacje w obrębie macicy (ryzyko porównywalne co najmniej jak w przypadku VBAC), łożysko przodujące (ryzyko nieprawidłowego położenia łożyska wzrasta z kolejnymi cięciami cesarskimi).
Kobietom, które przebyły co najmniej 2 cięcia cesarskie można zaproponować poród drogą pochwową po konsultacji starszego położnika. Nie stwierdza się znamiennej różnicy w częstości pęknięcia macicy podczas porodu drogą pochwową po co najmniej 2 poprzedzających cięciach cesarskich.
Wskaźnik powodzenia VBAC po 2 cięciach cesarskich wynosi 71,1% (po jednym 72-75%),częstość pęknięcia macicy 1,36%, ryzyko powikłań jest porównywalne jak w przypadku powtórnego cięcia cesarskiego. U kobiet rodzących drogą pochwową po 2 przebytych cięciach cesarskich w porównaniu z kobietami po jednej takiej operacji większe są: częstość wycięcia macicy (56/10000 vs 10/10000) oraz przetoczeń krwi (1,99% vs 1,21%).
Kobiety planujące co najmniej 3 ciąże, które decydują się na ERCS należy poinformować o zwiększonym ryzyku powikłań operacyjnych (łożysko przodujące, łożysko przyrośnięte, konieczność histerektomii – wycięcia macicy), dlatego powinno się promować VBAC.
Do czynników zwiększających ryzyko pęknięcia macicy zalicza się: krótką przerwę między porodami (<12mcy), ciążę przenoszoną, wiek matki min. 40 lat, otyłość, niższą punktację oceniającą dojrzałość szyjki macicy w skali Bishopa, duże wymiary płodu (makrosomia), zmniejszoną grubość blizny (<2mm) po poprzednim cięciu cesarskim (ocena w USG). Jednakże czynniki te niestanowią przeciwskazania do VBAC. Planowy VBAC wiąże się ze zwiększonym ryzykiem pęknięcia macicy wynoszącym 1/200 przypadków (0,5%) w sytuacji samoistnej czynności skurczowej i 0,54-1,40% gdy doszło do indukcji porodu.
Planowy VBAC i ERCS nie różnił się znacząco pod względem częstości przeprowadzonych histerektomii, występowania powikłań zatorowych, dokonywania przetoczenia krwi, występowania zapalenia błony śluzowej macicy. Próba VBAC zakończona niepowodzeniem w porównaniu z porodem drogą pochwową zakończonym sukcesem zwiększa ryzyko pęknięcia macicy (2,3% vs 0,1%), histerektomii (0,5% vs 0,1%), przetoczenia krwi (3,2% vs 1,2%) i zapalenia błony śluzowej macicy (7,7% vs 1,2%). Histerektomia była konieczna w 14-33% przypadków.
Podczas oczekiwania na samoistną inicjację planowego VBAC w 40 tygodniu ciąży odnotowuje się zwiększone ryzyko zgonu wewnątrzmacicznego o dodatkowe 10/10000 przypadków. Nieznana jest przyczyna tego zjawiska. Zgony okołoporodowe (wewnątrzmaciczne lub noworodka) w sytuacji planowego VBAC wynoszą 4/10000 (0,04%), z czego 1/3 jest spowodowana pęknięciem macicy. ERCS koreluje z ryzykiem zgonu okołoporodowego 1/10000 przypadków. Ryzyko zgonu okołoporodowego dziecka w związku z pęknięciem macicy podczas VBAC określono na 4,5% lub 2-16% zależnie od badania.
Ryzyko zgonu matki w przypadku VBAC jest równe 4/100000, w ERCS 13/100000. Po ERCS w porównaniu z planowym VBAC występuje zwiększone ryzyko przejściowego tachypnoe (zwiększona częstość oddechów/min) u noworodków (4-5% vs 2-3%) oraz zespołu zaburzeń oddychania (0,5% vs <0,5%).
Powtarzanie ERCS koreluje ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia łożyska przodującego, łożyska przyrośniętego i powikłań operacyjnych (np. histerektomii) podczas następnej ciąży i następnego porodu.
Kobiety po co najmniej jednym porodzie pochwowym są w grupie zwiększonej szansy powodzenia VBAC na poziomie 85-90%. Przebyty poród drogami natury stanowi niezależny czynnik zmniejszający ryzyko pęknięcia macicy.
Indukcja porodu, nieprzebycie w przeszłości porodu drogą pochwową, BMI przekraczające 30, cięcie cesarskie wykonane z powodu zahamowania postępu porodu lub zagrożenia życia dziecka, poprzedni zabieg wykonany ze wskazań nagłych (szczególnie w przypadku indukcji porodu zakończonej niepowodzeniem) są związane ze zwiększonym ryzykiem niepowodzenia VBAC. Stwierdzenie wszystkich czynników ryzyka pozwala oszacować, że VBAC zakończy się powodzeniem w 40% przypadków.Większą szansę powodzenia natomiast dają: wysoki wzrost matki, rasa biała, wiek poniżej 40 lat, BMI mniejszy od 30, ciąża przed 40 tygodniem, urodzeniowa masa ciała <4kg. Szansę tę zwiększają też samoistna inicjacja porodu, potylicowe wstawianie się główki dziecka, wyższa wyjściowa punktacja szyjki macicy w skali Bishopa.
W sytuacji porodu VBAC indukowanego/stymulowanego dochodzi do 2-3 krotnego zwiększania ryzyka pęknięcia macicy i ok. 1,5 krotnego zwiększenia ryzyka cięcia cesarskiego. Poród indukowany mechanicznie (amniotomia-nacięcie błon płodowych, cewnik Foley`a) jest związany z mniejszym ryzykiem rozejścia się blizny niż przy zastosowaniu prostaglandyn.
Planowy VBAC przed terminem porodu ma podobny wskaźnik powodzenia jak planowy VBAC w terminie porodu, ale obarczony jest mniejszym ryzykiem pęknięcia macicy.
Jak to zwykle w medycynie bywa, decyzje co do postępowania klinicznego zawierają w sobie zarówno szansę, jak i ryzyko. Sztuką jest dokonać rozsądnego, „chłodnego” bilansu. W chwili obecnej jestem już niestety po dwóch cięciach cesarskich, jednak artykuł dał mi cień nadziei…
Historia Basi to opowieść o niezwykłej wytrwałości i determinacji w dążeniu do celu. To historia, która uczy, że jeśli mocno się czegoś pragnie, warto szukać wsparcia, nie zrażając się niepowodzeniami i trudnościami – nawet jeśli jest ich całe mnóstwo. Zapraszam do lektury z chusteczką w dłoni – wzruszenie gwarantowane:)
Moja historia zaczyna się w 2008 roku. W 41 tygodniu pierwszej ciąży, zaczyna się powolna akcja porodowa. O godzinie 9.15 zostaje (bez mojej zgody) przebity pęcherz plodowy, odpływaja zielone wody… porod nadal nie postępował i o godz.12.15 przyszła na świat moja córka przez cc. Po operacji położna przytuliła malutką do mojego policzka, patrzyłam chwilę jak jest badana a nastepnie została zabrana na oddział noworodków. Oliwkę dostałam dopiero następnego dnia.
W 2013 roku kolejna ciąża. Moja pani doktor od początku namawiała na kolejne cięcie. Jedyny argument: szkoda się męczyć bo po cc i tak mam małe szanse aby urodzić. Nie mając wiedzy na ten temat, zgodziłam się. Myślałam, że tak bedzie lepiej, bezpieczniej. Jednocześnie było mi przykro, że już nigdy się nie dowiem jak to jest urodzić naturalnie. Ostatnia wizyta u lekarza prowadzącego w 39tc – dostalam skierowanie do szpitala i wskazówkę, aby na ip powiedzieć, że boli mnie w miejscu blizny. W rzeczywistości nic mnie nie bolało i dziś żałuję, że poszłam na to cc zupełnie na „zimno”. Przeżyłam koszmar, bałam się, denerwowalam… Wszystko działo się za szybko… przygotowanie, sala operacyjna, znieczulenie. Niestety, mimo kilku wkłuć w kręgosłup wszystko czułam – w ostateczności dostałam znieczulenie ogólne. Obudziłam się i nie wierzyłam, że jestem już po… Na sali pooperacyjnej czekał na mnie mąż z moim malutkim synkiem. Następnego dnia samodzielnie zajmowalam się dzieckiem. Wszystko dobrze znioslam, ale wystąpiło u mnie okropne powikłanie po znieczuleniu- popunkcyjne bóle glowy.
O tym, że jestem w ciąży po raz trzeci zorientowałam się bardzo wcześnie. Niestety, na początku lekarz podejrzewał ciążę pozamaciczną. To był dla mnie ogromny stres. Jak się okazało ciąża była prawidłowa, lecz bardzo wczesna (nie widoczna na usg). Zmienilam lekarza i już na pierwszej wizycie zapytałam czy będę musiała urodzić przez cięcie cesarskie?W odpowiedzi usłyszałam, że poród naturalny po dwóch przebytych cieciach jest bardziej ryzykowny, musi być monitorowany, ale jeśli wszystko jest dobrze, można próbować. Uznałam, że to całkiem normalne. Można rodzić po 2cc -świetnie, super. Zaczęłam szukać więcej informacji i trafiłam na stronę naturalniepocesarce. Czytałam, wszystkie historie udanych vbac-ów, nawiązałam kontakt z kobietami, którym udało się urodzić po 2cc. Decyzja byla trudna, ale od poczatku nastawiłam się, że podejmę próbę.
Ciąża przebiegała książkowo. Lekarz ,,zaakceptował,, moją decyzję, a ja byłam spokojna. Z mężem ustaliłam, że podczas podczas porodu towarzyszyć mi będzie doula – Ania. Od pierwszego spotkania była moim ogromnym wsparciem. Czułam, że mogę na nią liczyć. Dwa miesiące przed terminem porodu mój lekarz prowadzący przestał przyjmować w przychodni do której chodzilam. Nie miałam z nim kontaktu. Udałam się na wizytę do przypadkwego lekarza z wolnym terminem. Z gabinetu wyszlam z łzami w oczach. Od młodej pani doktor, usłyszałam jaka ja to jestem nieodpowiedzialna… że pęknie mi macica, a jak urodze do brzucha, to nikt nie uratuje ani mnie ani mojego dziecka. Czułam się okropnie, chciałam się poddać… Całe szczęście miałam wsparcie męża, Ani oraz Madzi z naturalniepocesarce, która zawsze służyła dobrą radą .
Postanowilam skontaktować się jeszcze z innymi lekarzami i wszędzie słyszałam to samo: za duże ryzyko, nie wiemy jak zachowa się macica, nikt się tego porodu nie podejmie, 2cc jest wskazaniem do 3cc itp. Byłam już w 37/38tc a nawet nie miałam pomysłu gdzie rodzić, aby nie walczyć z calym personelem medycznym. Ania i Madzia doradziły mi kontakt z ordynatorem jednego z rzeszowskich szpitali, gdzie były już próby porodów po 2cc. Nie umawiałam się na spotkanie, spontanicznie pojechałam do szpitala i zapukalam do gabinetu ordynatora. Byłam zdenerwowana, obawiałam się tej rozmowy z powodu wczesniejszych doświadczeń. Tym razem moje obawy okazały się zupełnie niepotrzebne. Doktor Ostrowski bardzo poparł moją decyzję, a nawet się z niej ucieszył. Poznał moja historię położnicza i powiedział, że jak najbardziej mogę próbować rodzić „dołem”. Poświęcił mi sporo czasu, zalecił wykonywanie ktg po 39tc i wytłumaczył jak bedziemy postępować. Na koniec dodał, że z moim dobrym podejściem, nastawieniem to musi się udać. Miałam w sobie tyle wiary! Bylam szczęśliwa:-)
Tydzień przed terminem zrobiłam zapis ktg i poszlam skonsultować go z lekarzami. Zobaczyli w karcie ciąży, że jestem po 2cc i się zaczelo… Powiedzieli, że stan po cieciach jest wskazaniem do 3cc i mam przyjąć się do szpitala. W tym momencie do gabinetu wszedł dr Ostrowski – do swoich kolegów powiedział: „Tej Pani nikt nie „potnie”, bo bardzo zależy jej na porodzie sn”. Podkreślił, że to dobra decyja a nie jakas fanaberia:). Zapis ktg uznał za wzorowy. Razem z młodszym lekarzem zrobili mi usg blizny na macicy. Wyglądała na mocną i grubą co też mnie ucieszyło – 3,4mm. Ordynator kazał wracać do domku, bo nie ma sensu mnie stresować pobytem w szpitalu. Po 40tc zalecił wykonywanie ktg co dwa dni i jesli zapis będzie prawidłowy, a akcja wczesniej się nie rozpocznie do szpitala powinnam się zgłosić 7dni po przewidywalnym terminie. Znów byłam pełna optymizmu.
W dniu terminu z OM, 11.02 pojechałam wykonać ktg po czym udałam się skonsultować zapis. Nie bylo milo… Postraszyli i uznali moje zachowanie za nieodpowiedzialne. Powiedzieli, ok, nikt na siłę Pani nie wykona cc, ale mam byc w szpitalu pod stałą opieką. Najgorsze byłlo to, że ordynator miał w tym czasie urlop i nie miałam sie kogo doradzić. Nie chciałam bez konkretnego powodu leżeć w szpitalu, zostawiając w domu dzieci. Po rozmowie z mężem, Anią oraz dziewczynami z grupy wsparcia postanowiłam stosować się do zaleceń dr Ostrowskiego i spokojnie czekać w domu. Robiłam ktg i wszystko bylo dobrze.
7 dni po terminie a u mnie nic się nie działo… byłam przerażona pobytem w szpitalu. Był piatek, ordynator z urlopu miał wrócić w poniedziałek. Jakoś jemu najbardziej ufalam i to jego chcialam zapytać co dalej? Postanowiłam, że pójdę na prywatną wizytę do lekarza, aby sprawdzić dokładnie czy wszystko dobrze z moim dzidziusiem. Całe szczęście, ktg, przepływy, łożysko – wszystko prawidłowo. Szyjka zgładzona, rozwarcie na 1 palec i główka nisko. W sobotę rano odszedł czop śluzowy, nic wiecej się nie dzialo i resztę weekendu spokojnie spędziłam w domu:-)
22.02.2016r.
Pojechałam do szpitala na ktg. Zapis był trochę zwężony… Decyzja ordynatora – spokojnie poczekać do wieczora i przyjąć się do szpitala. Wyjaśnił, że to dla naszego bezpieczeństwa. Zastosowalam się do jego zaleceń. Zostałam przyjęta na porodowkę. Wykonano badania, ktg, usg itp. Rozwarcie na 1palec, główka nisko i cisza…
23.02.2016r.
Rano na obchodzie lekarze zaproponowali mi cewnik foleya. Zgodziłam się. Od godz.9 chodziłam już z balonikiem. Miałam nadzieje, że wszystko się rozkręci. Cały czas spacerowałam, chodziłam dużo po schodach „w dół”. Starałam się zrelaksować pod prysznicem, słuchałam ulubionej muzyki. Odczuwałam jedynie pojedyncze, nieregularne skurcze i lekkie rozpieranie. Tej nocy nie mogłam długo zasnąć… bylo mi smutno, tęskniłam…
24.02.2016r.
4.30 rano – obudziłam się „mokra”. Wstalam, poszłam do toalety – wtedy chlusnęły wody płodowe i wypadł cewnik foleya. Poszłam do położnej, zrobiła mi ktg a skurcze pisały się słabiutko. Ja czułam tylko napinanie się brzucha. Lekarz (tem sam, który mierzył mi wczesniej bliznę) po badaniu powiedział, że połowa porodu za mną. Rozwarcie na trzy palce, a główka bardzo nisko. Z usg wychodziło, że synek będzie ważył 3700g. Z racji gbs+ dostałam antybiotyk i zostałam przygotowana do porodu. Zadzwoniłam do męża, opowiedziałam jak się sprawy mają , a następnie po Anię.
Później była zmiana położnych… a szkoda. Zostałam przywitana słowami: kto to widzial rodzić po dwóch cieciach? Wody odeszly, skurczy nie ma, proszę sie tak nie upierać przy tym porodzie naturalnym! Nie ma też co liczyć na aktywny poród! Jak to poprowadzic?Musimy monitirowac ktg! – tak się zaczęła nasza współpraca.
Czas na obchód lekarzy. Ordynator po tym jak mnie zbadał, zalecił misodel na „rozkręcenie” akcji. Pozostali, młodzi lekarze patrzyli na mnie jak na „przybysza z innej planety”. Szeptali sobie coś miedzy soba… Zrobilo mi sie przykro i byłam po prostu smutna. Dr Ostrowski, Ferenc i jeszcze jeden, którego nazwiska nie pamiętam dodali mi otuchy słowami, że wszystko bardzo ładnie postepuje, nie mam się czym martwić tylko się uśmiechać . Chciałam sie odciąć od klimatu szpitala. Złapałam telefon, sluchawki i zanim zdążyłam założyc je na uszy, położna krzyczy: „Proszę odłożyć telefon do torby, nie bedzie potrzebny. Wie Pani jakie to szkodliwe? Nie może Pani myśleć tylko o sobie!” Pozostawiłam to bez komentarza. Włączyłam radio w telefonie, poszłam na spacer – po korytarzu i usłyszałam motywujace słowa piosenki NPWM „Zawsze do celu”:
To jest ten dzień
To jest ta chwila
Głęboki wdech
To niepowodzenie już przemija
Odparty lęk
Przecież potrafisz wygrywać
Dawaj do przodu
Wyciągnij dłonie i to zdobywaj
Nieprawdą jest to, że mówili nie dasz rady
Nieprawdą jest to, że nie możesz zostać wygranym
Nieprawdą jest mówienie: marzeń nie osiągniemy
Bo to jest w twojej głowie
To od Ciebie zależy
Potrafisz wierzyć?
Potrafię!
Więc dalej walczę
A założenie ze każdy powinien mieć szansę
A Gdy upadniesz pamiętaj – razem wstaniemy
Jeśli nie tym razem to pofarci się następnym
Nie pierwszy raz mówię, że wiara daje wsparcie
A wygranym jest już ten, który staje na starcie
Nie ważne czy pokażesz zapis wyników
Ważne ile potu wylałeś tu na treningu
Do celu masz niewiele tak
A gdy upadniesz
Pomogę ci wstać
Po prostu walcz
Nie poddawaj się
To może być twój szczęśliwy dzień (…)
Pomyślałam, że to jest MÓJ SZCZĘŚLIWY DZIEŃ i daje z siebie wszystko. Byłam zrelaksowana i poczułam się jeszcze lepiej bo pojawiła się Ania. Czas miło upłynął nam na rozmowach, chodzeniu po schodach i korytarzu. Nie musialam leżeć pod ktg, polozna co 15 minut słuchała tętna dziecka. Cieszyłam się, bo skurcze były coraz mocniejsze. Na poczatku nie robiły wrazenia, a później musiałam już opierać się o barierki. Ania masowala mi plecy oraz przypominała o rozluźnieniu i oddychaniu. Między skurczami chciało mi się śmiać bez powodu:-) Chichotalam sobie:). Proponowano mi znieczulenie (kilka razy nawet) – nie potrzebowalam go.
Skurcze się nasilały a ja poczułam zmeczenie. Położna zaproponowała piłkę. Usiadłam z głową opartą na łóżku, odpoczełam i przysypiałam. Ania na skurczach nadal masowala mi plecy co łagodzilo ból, który był już naprawdę powalający. Położna powiedziała, że mogę iść pod prysznic, a za pół godziny zostane zbadana. Godz.12.30 -myślałam, że braknie mi sił, aby dojść pod ten prysznic i modliłam się, aby zdążyć przed skurczem. Bylam bardzo zmęczona, Ania polewala mnie wodą a ja wydawałam z siebie różne dźwięki. Nie krzyczałam, starałam sie rozluźnić ciało ,,pojękujac jak przy dobrym seksie „.W głowie wiedziałam, że ten ból nie zrobi mi krzywdy, on zbliża mnie do mojego dziecka i nie mogę przed nim uciekać. Woda troszkę przynosiła ulgę, ale już pod koniec zaczęłam mówić o znieczuleniu.
Z pomocą Ani wyszłam z pod prysznica,poczulam. Kolejny mocny przyplyw… Uklękłam w łazience opierajac ręce na krześle. Chciałam tam zostać, w takiej właśnie pozycji, tak podpowiadalo mi moje ciało. Niestety musiałam w jakiś sposób dojść na sale porodowa.Tam czekała pani doktor, która miała mnie zbadać. Płakać mi się chciało na myśl, że muszę położyć sie na łóżku. Po badaniu, lekarka kiwnęła twierdzaco głową w stronę położnej i usłyszałam, że jest pełne rozwarcie!
Położna dokładnie opowiedziała co mnie czeka i jak mam się zachować. Parłam kiedy czulam potrzebę. Nie było łatwo, ale wkładałam w to wszystkie swoje siły. Czułam jak dziecko schodzi w dół. Położna chroniła krocze a ja nie mogłam wyprzeć główki bo byłam coraz bardziej zmęczona. Zgodziłam się na nacięcie krocza i po kolejnym skurczu zobaczyłam główkę synka między nogami! Uczucie cudowne, niedoopisania!Urodziłam go, z rączką przy buzi godz.13.10, 3350g mojego szczęścia! BYLAM NAJSZCZESLIWSZA! Później jeszcze łożysko, które po raz pierwszy widziałam Ogarnela mnie euforia!
Ordynator przyszedł osobiscie mi pogratulować:-) Chwalił, ze pieknie rodziłam . Ania zadzwoniła do mojego męża z radosną nowiną . Szyta byłam w znieczuleniu ogólnym. Zbadana została też blizna i wyłyżeczkowana jama macicy. Obudziłam się i BYŁAM Z SIEBIE DUMNA. Czułam sie doskonale przytulajc do piersi swojego synka. TO BYL MÓJ SZCZESLIWY DZIEŃ.
DZIĘKUJĘ za pomoc w osiągnięciu mojego celu. Dziękuję Ani, która była przy mnie, Madzi za każde dobre słowo, rady i oczywiście dziewczynom z grupy wsparcia.