Według USG miała być Zosia – urodził się Kubuś:) Według lekarzy, miało nic nie wyjść z porodu naturalnego – udał się szczęśliwy VBAC:) Pamiętajcie, prognozy i szacunki – to TYLKO prognozy i szacunki, a nie pewniki. Oto historia Sandry:
17maja o godz 21.25 urodziłam synka Jakuba 4100gram 59cm główka 36cm
Pierwsze cc miałam w czerwcu 2014. Lekarz skierował mnie na wywołanie dzień po terminie. Trochę ze względu na nadciśnienie(opanowane lekami), trochę że względu na wagę ok 4kg. No i podali mi oksy, skurcze były bolesne, częste, krótkie i nic nie dające. W ciągu 3godz tętno synka zaczęło spadać, więc decyzja o cc. Synek był owiniete 2 razy pepowiną. Urodził się z waga 3900.
Druga ciąża- termin na 13maja tego roku. Ciśnienie w ciąży cały czas książkowe, żadnych problemów, nigdy nie zabolala mnie blizna więc byłam nastawiona bardzo pozytywnie. Jedyny lęk był o wagę dziecka bo zapowiadała się jeszcze wyższa i lekarz mnie nią straszył. Miałam skurcze przepowiadajace dosyć często i uczucie na okres, czego nie było w pierwszej ciąży.
Dostałam czas do 16 maja i tego dnia miałam zgłosić się do szpitala. Lekarz powiedział „pomyślimy co dalej”. Niestety wystawił mnie, przyjechałam rano, bez boli, wszystko pozamykane. Zaproponowano mi cc lub patologie. Podpisałam odmowę cc i kazali czekać na swojego lekarza który tego dnia przyszedł sobie na 11… I co mi powiedział? „Ja jestem za cc. Jak pani chce to może sobie tutaj leżeć 4 czy 5 dni a i tak skończy się cc”. Wściekłam się na niego… Powiedziałam sobie, że na razie patologia i zastanowię się. Byłam mega rozbita i tu z pomocą przyszła mi Agata Panfil nasza kochana! Pomogła mi podjąć decyzję i zostałam na patologii. W międzyczasie 2 położne mnie wsparły – jedna całkiem obca powiedziała ” dziewczyno, chcesz poczekać to poczekaj. Posłuchaj siebie” a inna znajoma cudowna położna, która jest bardzo za porodami naturalnymi nagadała mojemu lekarzowi i powiedziała mężowi, że mam się nie poddawać i że się uda. Po 15stej w końcu coś zjadłam i powiedziałam, że czekam. No i długo nie musiałam czekać.
Następnego dnia rano o 7 napisałam do męża SMS „miałam właśnie skurcz, który już nawet zabolał”. Za kilkanaście minut znów. Co jakiś czas 10-12min miałam lekko bolesne skurcze. Ok 9 badanie. „Nic nie gotowe, dziecko duże, z tego nic nie będzie”. Kazali mi napisać, że jestem świadoma zagrożeń dla dziecka i pęknięcia blizny i mimo to odmawiam cc. Podpisałam i poszłam sobie liczyć skurcze ?. Zwiedziłam cały szpital, a skurcze się nasilały i były coraz częstsze. W między czasie rozmawiałam znów z Agatą i bóle były już na tyle bolesne, że musiałam robić przerwy. W okolicy obiadu powiedziałam położnym na patologii o moich bólach. Już nic nie jadłam, bo wiedziałam że może różnie się skończyć.
Poszłam pod prysznic i już coraz częściej. Co 6 – 7 min. Zadzwoniłam po męża. Okazało się, że położna z którą rozmawiałam to moja była sąsiadka, której nie poznałam a ona mnie. Dopiero mąż z nią się poznali bo z psami na spacerach się spotykali. I ona już się mną zajęła. Zbadala i były 2cm. Znów prysznic i kazała czekać na patologii na razie, pokazała jak kucać przy bólach. Jak sie potem okazało, to było zalecenie tej znajomej pro sn, żeby mnie za szybko na porodowke nie brali bo zaraz będą chcieli ciąć jak lekko ktg coś pokaże. No i tak przed 19 poszłam na porodowke. Podłączyli mnie pod ktg na leżąco, skurcze co 3 – 4 min. Na szczęście powiedziałam, że mi niewygodnie i poszłam na piłkę. Czas leciał szybko i skurcze zrobiły się częstsze. Zaczęły się saczyć wody. Położna (kolejna znajoma na nasze szczęście!) zbadała i 8cm. Zaczęły mnie brać parte. Główka była nadal wysoko. Przebili wody – lekko zielone. Główka się opuściła dzięki temu. Ja już zostałam na łóżku porodowym, bo czułam parcie. Położna kazała obracać się na boki z nogą w górze, żeby główka się wstawiła. Weszła ale bokiem, dlatego bardzo w środku popekalam.
Parcie trwało jakieś 4 – 5 skurczy i maleństwo było z nami. Przed ostatnim skurczem dotknęłam główki i dostałam powera. I niespodzianka. Czekaliśmy na Zosie. Maluch wyskoczył i położna krzyczy ” No i jest Zo…sia? To miała być Zosia? Tu są jajka!” My z mężem „no Zosia miała być?” i w śmiech. Radość, łzy szczęścia i śmiech w głos, że my cała ciąże do syna Zośka mówilismy? I jest. Tatuś przeciął pępowinę, ja przytuliłam moje szczęście, szczęśliwa, że się udało! Dziękowałam Bogu bo ten poród był wymodlony przez wielu ludzi; odmawiałam nowenna pompejanska w intencji vbac, babcia codziennie różaniec.
Kochane Bóg jest Wielki i działa cuda! Zaufajcie mu!
W poniedziałek byłam już podłamana, że nic się nie szykuje. Wypłakałam się, wymodliłam, wyspiewałam wszystkie znane mi piosenki i pieśni religijne. Poprosiłam Ducha Świętego o pomoc i otworzyłam Pismo ŚWIĘTE. Księga Tobiasza zdaje się – o obecności aniołów w naszym życiu. W szpitalu zaczęłam rozumieć ?.