Vohla opublikowała swoją historię porodową w formie kilkudziesięciominutowego filmiku już jakiś czas temu. Dziś chciałabym ją przypomnieć, bo opowieść jest zaiste niesamowita.
Skurcze rozpoczęły się we wtorek wieczorem, ale narodziny nastąpiły dwa dni później. W międzyczasie skurcze zdążyły stracić na swej intensywności, a nastrój porodowy zdążył się załamać.
Ostatnią nadzieją miał być test z basenem. Ruszy czy nie? Wydawało się, że rusza. Nadzieja została wzniecona.
Jednak po kolejnych kilku godzinach wobec nikłego postępu porodu oraz słabych i rzadkich (co 10 – 15 minut) skurczy, Vohla, będąca z wykształcenia położną, wiedziała już, że poród odbiega od fizjologii.
Była rozmowa z doulą, pogodzenie się z koniecznością porodu w szpitalu, z wizją stymulacji oksytocyną i prawdopodobieństwem kolejnego cięcia.
A potem… potem była modlitwa o CUD. Przypływ aktywności. I nagle…. uczucie PARCIA!
Niewarygodne! A jednak prawdziwe – w badaniu szyjka rozwarta na 8 cm.
Jednak od tego momentu do urodzenia maleństwa minęło jeszcze sporo czasu. Faza parcia trwała 5 godzin!
Vohla urodziła zdrową córeczkę. Położne, wezwane pod sam koniec porodu, nie zdążyły dotrzeć przed jej pojawieniem się. Obyło się bez komplikacji zarówno dla dziecka jak i mamy.
Oto cała historia Vohli opowiadana przez nią samą:
Zachęcam też do odwiedzenia strony MamClub, gdzie znajdziecie dodatkowo zdjęcia porodowe Vohli: http://www.mamclub.pl/moja-historia-porodova/