Pierwsze dzieciątko Iza urodziła przez cięcie cesarskie „na zimno”. W drugiej ciąży mimo wielu przeciwności – cienkiej blizny w pomiarze USG, żelaznej, nierokującej porodowo szyjki, zamknięcia szpitala, w którym planowała rodzić – nie poddała się i zawalczyła o swój VBAC. Oto historia narodzin jej pięknej córeczki o imieniu Liwia.
Jak wiele z Was marzyłam o tym, żeby to napisac ! Wciąż nie wierze ze to pisze:) UDAŁO SIE !!! 15.05 na świat przyszła moja córeczka… a jeszcze dzień wcześniej szukałam wsparcia na grupie i rad w kontekście wywoływania porodu 🙂 bo nic się nie działo… a teraz mogę przedstawić Wam moją historię – uwaga jest baaardzo długa !
Pierwsze cc 03.2014 w 40+6tc wg usg synek 4,5kg – słyszę: żelazna szyjka, duża główka, nic sie dzieje „ja bym ciął” mówi lekarz. Dodatkowo w TV głośna sprawa sztangisty Bąka, którego bliźniakom za późno zrobili cc i jedno zmarło. Nerwowo. Nieświadoma i trochę zastraszona zgadzam się na cc na zimno. Poród przez cc bardzo szybki – po wszystkim pytam tylko czy zdrowy? Zdrowy. To najważniejsze! Pytam ile waży – prawie 4kg, główka 37cm (!) Mimo to w głowie od razu pojawia sie myśl – „a może dałabym radę?!?!” Nie mam emocji… Nie czuje NIC… Nie jestem wzruszona. Bardziej wzrusza mnie widok męża kangurującego synka, niż sam synek. Mąż się cieszy, ja nie czuje żadnego macierzyńskiego instynktu. Wiem, że to mój synek, chce dla niego dobrze, próbuje wejść w te rolę, ale nie potrafię. Nie umiem! Nie kocham jeszcze… Pustka i żal za czymś czego nie doświadczyłam. Dodatkowo ogromne problemy z karmieniem, infekcja synka, koszmarne kolki, problemy z czuciem głębokim. Wszystko to sprawia, że zdaje sobie sprawę, że ani ja ani on nie byliśmy na to jeszcze gotowi. Z dnia na dzień ktoś go wyrwał z brzucha, nagle, nie uprzedził i nie przygotował nas na to. Płaczę dzień w dzień. Mam bardzo intensywny Baby Blues trwający pare miesięcy [Baby Blues czyli smutek poporodowy będący zjawiskiem dotykającym nawet 80% matek i nie wymaga lecznia, powinien minąć maksymalnie do 2 tygodni po porodzie. Dłuższe występowanie stanu obniżnonego wykracza poza ramy fizjologii – przyp.red.] . Jednym słowem – KOSZMAR tak moge opisać „nasz” pierwszy czas. Trudno nazwać go „macierzyństwem” …
Druga ciąża tp. na 15.05.2018. Już wcześniej natknęłam sie na grupę Wsparcia Naturalnie po Cesarce, ale gdy tylko zobaczyłam dwie kreski zaczęłam ją bacznie obserwować. Czytać i czytać, i czytać. Wiedziałam już, że nie popełnię tego samego błędu. Nie chce pociąć się na zimno. Zbyt wiele nas to kosztowało.
W Łodzi zaczyna działać ProFamilia chcę tam rodzić, moim lekarzem jest jej ordynator, nie widzi przeciwwskazań do próby vbac, bo o to pytam na 1 wizycie. Ciąża mija książkowo, chodzę na basen 2 razy w tygodniu i prawie codziennie na długie spacery. Nie przyjmuję praktycznie żadnych witamin, tylko staram sie dostarczyć wszelkich składników odżywczych dietą (sa teorie, że witaminy „futrują” dzieci, a w poprzedniej ciąży brałam m.in 6tabletek magnezu dziennie). W międzyczasie lekarz mierzy bliznę 0,8mm-2,3mm i ma wątpliwości… Niby mówi, że liczy się jej elastyczność, ale z drugiej strony trochę straszy, że jednak bardzo cienka, że on już widział porody jak do otrzewnej sie dzieci rodziły… ostatecznie daje zielone światło. Boje się bardzo, naprawdę bardzo (!), ale się nie poddaję – często na grupie pytam o bliznę, czytam koleje statystyki i badania. Próbuje przygotwać się najlepiej jak się da. W ciąży tylko raz miałam pożądane przepowiadacze, nic więcej. Żadnych bóli…
Przychodzi 8.05, termin z USG, na badaniu lekarz uświadamia mnie, że moja szyjka wciąż jest żelazna, że to nie wróży dobrze i że… zamykają ProFamilie. Zostaję na lodzie. Pozostawiona sama sobie. Moje poczucie bezpieczeństwa zostaje mocno zaburzone. Dobrze, że mam położną. Decyduje się na Salve. Przez cały tydzień dużo chodzę po ok. 4km, od miesiąca biorę wiesiołek i pije herbatę z liści malin, chodzę na zajęcia z dna miednicy do Fizjoterapeuty uro-ginekologicznego, wdrażam rownież prostaglandyny z nasienia męża 🙂 W zasadzie to można rzec, że nie oszczędzam sie 🙂 ale samopoczucie mi na to pozwala, poza tym, że jestem słoniem i wszystko mam spuchnięte, to czuję się świetnie 🙂
14.05 dzień przed terminem z OM, rozpiera mnie energia, robię zakupy, obiad, piekę ciasto, piekę tartę na kolacje. Wieczorem spotykamy sie jeszcze z przyjaciółmi. 15.05 mam ktg i badanie w Salve, ordynator bada mnie i mówi, że szyjka a raczej jej ujście może przepuszcza opuszek, ale że zupełnie nie jest gotowa: długa i żelazna. Robi mi niespodziewanie „masaż”. No nie powiem, bolało! Daje mi tydzień maks, jesli ktg bedzie ok. Nie pyta o bliznę. Po wyjściu jadę z teściowa na lunch, czuję co jakiś czas lekkie skurcze, myślę sobie, ale mnie wymasował 🙂 Po lunchu wracam do domu i wskakuje na piłkę kręcić biodrami, skoro coś tam sie dzieje, to może pomogę w ten sposób skrócić się choć troszkę tej szyjce. Gadam przez telefon z mama, z koleżanką i zauważam że są coraz częstsze. O 14.50 zaczynam je liczyć i zauważam, że są co ok. 4minuty i trwają początkowo ok 15-20sekund, bolesne z krzyża. Po 30minutach dzwonię lekko zaniepokojona do położnej, ale ona stwierdza, że to jeszcze nie to, żebym na łożku się położyła i sprawdziła czy w ogóle twardnieje mi brzuch. Nie jestem już w stanie, bo z każdą minutą, każdy skurcz nabiera na sile, zwala mnie z nóg, podczas skurczu nie ma ze mną kontaktu, pomiędzy nimi dzwonię do męża, że to chyba jeszcze nie to, ale ja nie jestem w stanie odebrać synka z przedszkola i żeby on to zrobił i przyjeżdżał już.
Skurcze są dłuższe i juz chyba co 3 albo nawet co 2 minuty! Nie moge wytrzymać, ból jest nie do zniesienia! Myśle sobie „kiedy te kobiety maja czas brać prysznic czy dopakowywać torbę?!?!?!” Ja nie jestem juz w stanie zrobić nic!!!! Dzwonię po teściowa!!!! Krzyczę żeby przyjeżdżali, JA CHCE DO SZPITALA !!!! Mąż i teściowa są jakoś po 16, nie wiem dokładnie, tracę rachubę, synek płacze na mój widok, nie chce puścić. Jedziemy! Jezu, jest godzina szczytu, a my musimy przedostać sie na drugi koniec miasta!!!! Podczas korków krzyczę do męża TRĄB !!!!! Skręca mnie w aucie, nie moge znaleźć sobie miejsca! Każda dziura, każde hamowanie to jakaś masakra !!! Mąż próbuje mi coś opowiadać, on chyba nie zdaje sobie sprawy ze to już, No bo jak to? Tak nagle? Taka żelazna szyjka… nie wiem co mi opowiada, jestem już troche na innym świecie.
Dojeżdżamy! Nie wiem która jest, chyba koło 17? Każdy skurcz zgina mnie w pol! Nie jestem w stanie w ogóle odpocząć pomiędzy skurczami. Sa bardzo często? Co 1-2minuty. Ktg ok, badanie: szyjka zgładzona, cieniutka, 2cm rozwarcia. Że co???? TYLKO 2cm????? To co bedzie pózniej? Proszę o znieczulenie. Chce odpocząć! Moja Położna Anioł pobiera krew i przygotowuje salę na porodówce, przechodzimy. Jezu to ja rodzę? 🙂 Naprawdę? Tak! To był jakiś amok, jak jakiś maraton, z minuty na minutę skurcze nabierały na sile, ból z brzucha zupełnie przyćmiewał BOL Z KRZYŻA !! Ten był okropny! Mam wrażenie, że nikt do końca mi nie wierzy, że tak mnie boli bo przecież tylko 2cm było. To wszystko trwa… Przychodzi anestezjolog, wesoły, fajny ale pierwsze wkucie nie wychodzi, przez cewnik leje sie krew, każą czekać, sam do końca nie wie co sie stało – Jezu ja juz nie mogę! I ta pozycja po turecku…. Strasznie sie wtedy zdenerwowałam, somatycznie mój organizm odreagowuje lęk w postaci „trzęsienia” sie 🙂 Mają problem by wkuć sie drugi raz, bo skurcz jest za skurczem! Przyznają, że bardzo często je mam, ale nie ma odwrotu. Cały ten czas jedyne co mi pomaga to to, że skupiam się na oddechu! Apartament dla maluszka, apartament dla maluszka powtarzam sobie. Wolniej, wolniej! Godzina 19 – wkuli sie. „Za 15 minut poczuje Pani ulgę! Znieczulenie bedzie trwało ok 1-1,5h” mówią. Taaak czekam na tą ulgę!!!!! Położna mnie bada, jest już 5cm!!! O Boże to dlatego tak bolało, za chwile mówi: nie 7cm juz mamy!!! I wtedy zaczynam czuć ulgę! Błogie NIC w plecach…. Od 7cm działa znieczulenie. Wołają męża, gasimy światło, włączamy muzykę. Odpoczywam. Rozmawiamy sobie. Jezu ja w końcu odpoczywam. Jestem szczęśliwa. Nie moge uwierzyć do końca w to co sie dzieje. Jest cudownie. Nikt nie pyta o bliznę, wszyscy sa bardzo mili. W między czasie przychodzi moja cudowna położna i mnie bada: 8cm, za chwile 9cm… Mówi „Pięknie to postępuje! Jestem pod wrażeniem!”
Ok 20 zaczynam czuć silne parcie w pochwie, za chwile dochodzi parcie w kroczu, zaczynam „czuć” wszystko coraz bardziej. O 20.30 pękają wody, czyściutkie, mamy PEŁNE ROZWARCIE!! Przed każdym skurczem moje ciało trzęsie tak jakby wiedziało co zaraz „nadjedzie” 🙂 Leżę na lewym boku z noga ugiętą w kolanie, przyciągam ją w trkacie skurczu i preeee! Z nagrań hipnozy powtarzam sobie, że muszę otworzyć się na skurcz, że jest mi on potrzebny, nie bać sie go. Oddycham. Położna proponuje zmianę pozycji: to jest coraz silniejsze, jestem w amoku, ale robie co mi każe, przechodzimy w kucka, mąż mnie trzyma pod ramiona i preeeee. Ta pozycja chyba bardzo mi pomaga; a raczej Liwi:) Nic nie widzę – słyszę tylko, że mąż prze ze mną 😀 Był baaardzo dzielny! Tak kilka razy, potem kładziemy sie na fotel, potem znowu schodzimy na podłogę i w kucka. Nie miałam siły, ale ufam położnej, że wie co robi.
Nagle czuje COŚ, położna mówi: NIE PRZYJ!!! Kładziemy sie z powrotem na fotel, czuje coś między nogami, Jezu! Pyta mnie czy chcę dotknąć główki, ale jestem w takim szoku, że to już, sama nie wierze w to co sie dzieje i mówię do męża by on to zrobił. Jeszcze jedno parcie i słyszę ten glos!!! Widzę kontem oka to różowe ciałko, nogi były jeszcze w środku, jeszcze jeden raz i JEST !! Ona cudowna, taka cieplutka, z ciemnymi włoskami! Moja córka! MOJA !!!!! Czuje to od razu! Emocje nie do opisania. Juz nic mnie nie boli. To coś najpiękniejszego czego doświadczyłam. Odczarowałam cały poród ze synkiem. Ból po cc, ten psychiczny a teraz … Jezu, pięknie jest rodzić! Móc od razu zająć się swoim dzieckiem, być wszystkiego świadomym i mieć na wszystko wpływ i przede wszystkim CZUĆ! ? Bezcenne.
Córeczka urodziła sie o 21.17 czyli 6,17h od momentu jak zaczęłam liczyć pierwsze skurcze. Ważyła 2970 wiec kg mniej od swojego brata, ciekawe czy brak sztucznych witamin miał tu swój udział?:) Przypominam, że jeszcze tego samego dnia o 11.30 gdy badał mnie lekarz – stwierdził ze szyjka w ogóle NIE JEST jeszcze gotowa ! Wiec dziewczyny „ TAK” – możliwe ze nie ma żadnych przepowiadających oznak:) Faza parta trwała ok 40 minut i była dla mnie dużo lżejsza nic skurcze. Wiecie dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że mogłam miedzy tymi skurczami odpocząć, przygotwać sie na kolejny, a jak córka wstawiała sie w kanał, czyli całe to dochodzenie do 7cm było tak intensywne, bez praktycznie żadnych przerw, że przez chwile myślałam, że naprawdę nie dam rady, po prostu pragnęłam odpocząć. Ostatnie 2 a nawet 3 cm byłam znieczulona, ale rozwarcie i tak pięknie postępowało. To był bardzo potrzebny moment by zebrać siły na pózniej 🙂 i tak tez sie stało:) Potem tylko mieliśmy duży problem z urodzeniem łożyska, nie wiem czemu:( dopiero wtedy dostałam jakaś maleńka dawkę oksytocyny. W końcu po godzinie urodziłam łożysko, ale brakowało im błon wiec musieli mnie wyłyżeczkować na wszelki wypadek, ale mnie już było wszystko jedno:) Miałam ją na sobie i męża obok.
Dziewczyny zaufajcie sobie i swoim ciałom. Przygotowujcie sie, bądźcie świadome. Oddech, ćwiczcie oddech to mi bardzo pomogło, skupiając sie na nim próbowałam odwrócić uwage od bólu:) Akceptujecie strach – ja bałam sie bardzo, straszyli mnie ta blizną całą ciążę, ale nie poddałam sie. Dziękuje WAM za ta grupę! Dziękuje, że trafiłam na cudowna położną Dorotę Hałaczkiewicz, która była po prostu aniołem. Jej spokój, wiara i wsparcie są warte każdej złotówki! Dziękuje mężowi i dziękuje sobie, że nie zwątpiłam 🙂
Jak ja zaluje ze wybralam medeor- tam bez problem zrobili mi cc Bo niby lepiej dla lekarza oczywiscie ….zaluje do dzis ze nie sprobowalam .zero wsparcia tam ze strony lekarzy , personelu ….gratuluje Pani I ciesze sie z pania