Niekorzystne ułożenie maleństwa nie zawsze musi oznaczać cesarkę. Czasem wystarczy umiejętna pomoc lekarza i mama może urodzić tak, jak tego pragnęła. Oto historia Edyty, która swojego synka urodziła na wyspach brytyjskich:
Na poczatku moze wyjasnie ze sam poród nie był dlugi…. lecz kochane skurcze przepowiadajace meczyly mnie prawie tydzien….
Nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy bo przy Kacprze nie mialam zadnych naturalnych skurczy a urodzil sie po 3 dniowym wywoływaniu i koncowo cc w 42 tyg ciazy….
Jestem osoba bardzo wierzaca i bardzo sie modlilam o szanse naturalnego porodu. Ugadałam sie z duszyczkami czysccowymi ze ofiaruje bol porodowy za nie jezeli sie samo zacznie. No ale sie nie zaczynało. Termin na 6 wrzesnia. Glupia lekarka dyszaca mi na karku ze jak sie nie zacznie do 6 to musimy podjac decyzje o cc. Zdolalam ja przekonac ze nie urodze do 6 bo wiem kiedy zaszlam w ciaze i ze data z usg jest naciagana. Zgodzila sie od razu poczekac do 12 wrzesnia i uzgodnilysmy ze jak sie nie ruszy to sprobujemy masazu szyjki zanim potniemy. Spadłmi kamien z serca i sie jakos przestałam przejmowac… bo przeciez jeszcze 2 tygodnie do 12 wrzesnia….
30 sierpnia zrobilam sobie kapiel bąbelkową z wyciagami i olejkami z lawendy, szalwii kwiatu pomaranczy i takich tam jeszcze….
31 piatek zaczal mi odchodzic czop. Woow! Nigdy tak nie mialam! Potem skurcze co 10 min w sobote w nocy, niedziele, itd itd, przychodzily, odchodzily bolały, czasem nie. W srode o 5 rano zadzwonilam do szpitala ze chce zabukowac cesarke bo nie spalam od soboty i mam okropne skurcze i juz nie dam rady… Kochana pani polozna powiedziala bym wziela paracetamol i ciepla kapiel, ze robie dobrze czekajac na porod naturalny i ze jezeli chce cc to musze zadzwonic o 11 jak beda wszyscy lekarze… I tak o 6 rano wszystko przeszlo… Czulam sie rewelacyjnie, bawilam sie z Kacprem i chodzilismy do parku. Skurcze wracaly tylko w nocy ale dalo sie przezyc.
W piatek rano od 8.30 znowu skurcze. No to na pilke, potem prysznic i paracetamol. Ale jakies takie inne byly i dawaly w kosc i czulam ze sa czesciej niz 5 minut. Zaczelam liczyc i przez godzine byly juz co 2-3 minuty. Dzwonie ze jade. Polozna mowi ze slyszy po moim glosie ze rodze Jeszcze kilka telefonow i pojechalismy. Dojechalismy na 12. O 12.30 poprosilam polozna by mi sprawdzila rozwarcie bo chce wiedziec czy tym razem rodze na prawde. Szyjka cienka jak papier i 5 cm rozwarcia!!! ( wiesiolek wiesiolek wiesiolek )
Pozniej juz lecialo. Maz masowal plecy tak jak zalecała nasza forumowa Marta Milon na Dzieci sa wazne. Cudo. Polozna w szoku ze ja wszystko bez znieczulenia. Pomagala wizualizacja. Wodospad i woda w jaskini nie bardzo ale otwierajacy sie kwiat lotosu i calineczka tak tak tak…
Ok 15 zaczelam sie drzec na Lukasza ze zle mi zawiazal wlosy i zeby przestal mi naciagac koszule na pupe przy masowaniu…. Ja wolałam tak z gołą gonic Polozna sie zaczela smiac ze chyba sie zblizamy do 10 cm patrzac na moje nerwy…. Poprosilam by mnie drugi raz sprawdzila i jest! 10 cm! Musiala sciagnac jakac ”warge szyjki??” ale umiejetnie to zrobila.
Partych nie czulam w ogole. Mowie do niej ze ja nigdy partych nie mialam. Utwierdzala mnie ze przyjda i ze bede wiedziala ze to to. Byla to jakas ulga ze juz nie boli i szczerze jak juz mialam parte to nie bolaly. Byly taka wlasnie ulga.
Parłam dlugo, w koncu przyszla lekarka i mowi ze ”Time is ticking” i ze sie martwi juz o moja blizne. Wymacala ja, jest ok ale i tak nie podobalo mi sie patrzenie na zegarek, szczegolnie ze dziecko mialo sie caly czas dobrze.
Przyszla potem znowu i chciala wymacac ulozenie Mateuszka. Bolało jak cholera! Stwierdzila ze jest niefajnie ulozony. Plecy do pleców i idzie pierwsze twarza i zablokowal sie czołem o moja kość łonową. Ze przygotuja sale operacyjna i obróca go kleszczami a jak to nie wyjdzie to cc…… Kurka tak blisko.
Wrocila za chwile i mowi ze jest jakas nagla sytuacja na operacyjnej, ze wezma mnie za pol godziny i ze mam juz nie przec No sorry ale to na prawde boli. Polozna powiedziala ze moge troszku przec i ze to pomoze doktorom.. Parlam sobie wiec malutko… Znow wrocila ze sala dalej zajeta. Zebym czekala. W koncu wpadla fajna pani doktor portorykanka i mowi ”Let’s have this baby delivered!” Robimy to tu na lokalnym znieczuleniu w krocze i gazie. Wszystko szlo szybko. Bol niesamowity i ogromnie musialam przec ale 1.Odwrocili go, 2. Glowka. 3. Cialko.
I dzidzius na moim brzuchu caly mokry i cudowny. Spelnienie moich marzen!!!
Byl to piatek 7/9/12 godzina 19.00. Lezalam tak w szoku mowiac do niego dzidzius bo tak polozyli ze nie widzialam co mamy! Polozna go odwrocila i jest. Synek! Chwila niezapomniana i warta wszystkiego!