Poród to nie tylko sam finał – moment kiedy maleństwo pojawia się na świecie. To droga, proces, kontinuum. Jeśli tylko jest cień możliwości, warto tą drogą pójść – choćby kawałek. Choć bywa nie łatwo. Ale mamy, które podjęły ten trud, nie żałują. Jedną z nich jest Magdalena, która będąc po 2 cięciach cesarskich podarowała sobie i swojej córeczce cenne 21 godzin porodowej przygody.
Zachodząc w trzecią ciążę od początku wiedziałam, że będę próbować sn. Po 2 cc miałam koszmarne komplikacje i bardzo się bałam powtórki z „rozrywki”. Pierwsze dwa cesarskie cięcia miałam w Polsce. Tył razem była to Dania. Na początku lekarze byli sceptyczni. Ale przekonywałam ich, że wiem co robię, że mam sporą wiedzę w temacie, że znam statystyki itp. W miarę upływu ciąży coraz bardziej lekarze byli po mojej stronie. Mieliśmy z duńskimi lekarzami umowę, że jeśli ciąża będzie „wzorowa” to będziemy próbować. Ciąża taka wzorowa nie była, ale z większych problemów była tylko cukrzyca ciążowa, regulowana jedynie dietą.
Termin miałam na 24.04.2016z Na 19.04. była umówiona cesarka „w razie czego” choć wiedziałam ze do tego terminu nie dotrwam. Synów urodziłam przez cc w 36. i 37. tygodniu ciąży. Takze i tym razem spodziewałam się wcześniejszego odejścia wód. I tak się stało.
W nocy 9.04. (z piątku na sobote) o godz 2 zaczęły sie skurcze. Bolesne, najpierw co 15 min, potem co 10. O 5 odeszły mi wody – duża ilośc i pojechaliśmy do szpitala. O godz 7 rano badanie już w szpitalu – i wielkie zdziwienie. Mimo regularnych już skurczów szyjka miała 3 cm, zamknięta. Do rozwarcia jeszcze trochę. Daliśmy sobie czas, skurcze coraz częstsze, co 5 min, całkiem bolesne – byłam pewna ze jesteśmy na dobrej drodze. Po 4 h skurczów co 5 min – badanie kolejne – drgnęła szyjka ale nadal 2 cm. I potem – spacery, schody, cuda wianki. Położne pokazywały jak oddychać, jak sobie pomóc – to było wspaniałe. Wody ciagle odchodzą, miałam wrażenie, że litrami, ale walczymy dalej. Już byłam dość zmęczona. Nie spałam i nie jadłam od wielu godzin. Około godziny 17 pierwsze zwątpienie – czy to się uda. Ale przy pełnym wsparciu personelu walczymy dalej i dajemy sobie czas do godz. 20. Wtedy rozmowa z lekarzami, zapis ktg i badanie. Skurcze nadal co 5 min. Ale potem znów nieregularne bardziej, za to silniejsze, na ktg pisały się jako bardzo mocne. A ja nadal nie śpię od wielu godzin, jestem wymęczona, ale nadal wierzę, że o tej 20 bedzie chociaz jakies rozwarcie, że do rana urodzę. O Godz. 21 juz wiadomo, że szyjka od godz 11 rano nic się nie zmieniła. Przyszedł lekarz ktory niczego nie narzucał, tylko spokojnie mnie poinformował, że ponad 18 h bez wód to juz dosc długo, ze nie zapowiada się, by coś się miało zmienić do tego czasu 24 h bez wód… I wtedy juz zrozumiałam, że nie moge narażać malutkiej – ona także była wymęczona…. Wtedy podjęłam decyzję, że to jest ten moment. Bardzo ważne było dla mnie że niczego mi nie narzucano, spokojne argumenty lekarzy, ale to ja byłam panią tej sytuacji, do samego końca.
Po 21 h skurczów nareszcie koniec… Natychmiast zrobiono mi cesarkę – we wspaniałych warunkach, ze świetnym zespołem. Był to bardzo trudny moment dla wszystkich, miałam mnóstwo zrostów, i podobno niezły „bałagan” po ostatniej cc. Ale wszystko się dobrze skończyło. O 22:20 Nadia juz była na świecie – 37 tc i 5 dni -3040 g i 52 cm, 10 pkt. Ja po 2 h miałam juz wyjety cewnik, po 3 h dostałam jogurt. Po 6 h toaleta. Rano juz normalne śniadanie i normalny obiad. Pierwsza doba – koszmar straszny – mnóstwo powietrza miałam w sobie. Ale po 24 h – znacznie lepiej. Tą cesarkę zniosłam najlepiej. Wyszliśmy po 1,5 doby od cesarki. Jestem przeszczęśliwa, a po 2 synkach mam swojego skarba kolejnego – córeczkę Nadię. Mimo tych 21 h skurczów… I bólu – nie żałuję, że próbowałam – czuję, że przeżyłam ten poród w pełni. A personel był pod wrażeniem, że tak długo byłam cierpliwa, że tak walczyłam o mój vba2c. Warto było.